sobota, 29 marca 2014

ROZDZIAŁ IV

Tak wiem,  jestem okropna. Zrobiłam strasznie długą przerwę w pisaniu, ale moja wena postanowiła się obrazić i nie chciała wrócić. Mało tego zaczęłam trzecią klasę i przygotowania do egzaminów mnie wykańczają więc nie mam czasu na nic. Prawie się poddałam ale dzięki paru osobom wracam do Was J Przy największym szczęściu notki będą pojawiały się co dwa tygodnie.

Rozdział dedykuję Wam moi czytelnicy i ekipie z Mierek, która przez wakacje stała się moją inspiracją i dała wiele nowych pomysłów co do bloga.


Śnieg na dobre zagościł na błoniach Hogwartu,  okrywając białą pierzyną ziemię, kwiaty oraz drzewa. Nawet Bijąca Wierzba nie była w stanie pozbyć się białego puchu i po dniach walki z nim poddała się. W holu zagościły już cztery choinki, każda ustrojona przez inny Dom w jego barwach. Najpiękniejszą choinką została okrzyknięta choinka Krukonów. Udekorowały ją siódme klasy, w jej prostocie tkwiło piękno i harmonia. Granatowe bombki w przeróżnych rozmiarach idealnie współgrały ze srebrnymi łańcuchami starannie owiniętymi wokół drzewka. „Ukoronowano” ją adaptacją diademu Roveny Ravenclaw który co wieczór obsypywał przechodzących uczniów srebrno-granatowym konfetti.   Jednak najweselej prezentowała się czerwono-złota choinka Gryfonów z lewitującymi świeczkami w kształcie Lwów, które potulnie mruczały gdy uczniowie podchodzili by im się przyjrzeć. Każdy rząd gałęzi był strojony przez inny rocznik, każdy był inny i magiczny na swój sposób. Korona drzewa została udekorowana złotą gwiazdą z wygrawerowanym na niej lwem i podpisana przez cały dom Gryffindoru wraz z jego opiekunką. Dzięki kilku zaklęciom profesor Cooper obsypywała ona słodyczami najsmutniejszą osobę przechodzącą obok choinki. Nie trudno było się domyślić, że najczęściej przytrafiało się to Annie. Z dnia na dzień wyglądała coraz gorzej, przestała jeść przez co zaczynała przypominać anorektyczkę. Jej włosy straciły blask, a skóra stała się niemal przezroczysta, wglądała jak widmo. Snuła się niczym cień po korytarzach unikając rozmów z najbliższymi przyjaciółmi, a nawet Jamesem. Udawało jej się maskować zapuchnięte od płaczu oczy pod tonami pudru. Skończyła uważać na lekcjach co prowadziło do ciągłych konfliktów z nauczycielami. Profesor Cooper załamywała ręce, nie pomagały prośby, pocieszenia ani nawet kary czy szlabany, na których zresztą się nie stawiała. Znikała gdzieś zaraz po zajęciach, nawet Mapa Huncwotów nie była w stanie jej odnaleźć. Sama miała już dość tej sytuacji, za każdym razem gdy chciała wyjść do ludzi z uśmiechem trafiała na Jake’a i jego nowe dziewczyny. Opuszczała wzrok i wycofywała się zanim ją zauważyli. W piątek nie udało jej się uciec
- No proszę, proszę kogo my tu mamy- zawył Wood a jego nowa partnerka zachichotała
Panna Crevey udała, że tego nie słyszy i przyspieszyła kroku. Jednak chłopak był szybszy stanął jej na drodze i zmusił do spojrzenia prosto w oczy
-Lepiej mi bez Ciebie, nikt mnie nie ogranicza i nie zmusza do niańczenia go pani  mam-spore -     problemy-emocjonalne. One wszystkie robią to co zechce, nawet czwartoklasistki nie czekają z TYM do siódmej klasy żelazna dziewico.
Jej oczy zaszły łzami, splunęła mu w twarz i pobiegła do łazienki prefektów. Zatkała odpływ w kranie i puściła wodę aby trochę się uspokoić, szum wody zawsze jej pomagał. Osunęła się po ścianie przy wielkim lustrze i załkała. Otarła kantem rękawa łzy i spojrzała na swoje nadgarstki, całe pokryte były bliznami, zarówno starszymi i świeższymi. Każda z nich wyglądała tak samo: A+J=?. Rozzłościło ją to, pod wpływem emocji rozbiła lustro i chwyciła najostrzejszy kawałek. Szybkimi ruchami rozcięła wszystkie poprzednie blizny zakrywając je nowymi napisami : A+J≠∞ oraz A+J≠<3. Przecięła żyłę, krew trysnęła i zaplamiła je ubranie. Uśmiechnęła się błogo i ułożyła wygodnie na podłodze, czując jak po rękach spływa jej gorąca ciecz. Świat zawirował, zemdlała z przekonaniem że to już koniec.
Tymczasem w pewnym dormitorium, pewien brunet jak co wieczór analizował Mapę Huncwotów z nadzieją że znajdzie Annie. Przypatrywał się dokładnie każdemu skrawkowi papirusu, szukając śladów stóp opatrzonych karteczką: Annie Crevey. Znalazł ją zaledwie po pięciu minutach w łazience prefektów na czwartym piętrze, miał dziwne przeczucie, że coś jest nie w porządku. Wsunął mapę i różdżkę do tylniej kieszeni spodni i wybiegł zostawiając otwarte drzwi. Potrącając na schodach i w pokoju wszystkich po kolei wybiegł na korytarz i pognał w stronę schodów, najszybciej jak mógł zbiegał w dół aż dotarł na czwarte piętro. Skręcił w prawo i zaledwie po minucie wymachiwał rękami aby nie wywinąć orła na zalanej podłodze. Już od wejścia woda wymieszana była z krwią, pobladł na twarzy, a jego serce zaczęło bić dziesięć razy szybciej. Gdy dotarł do umywalek zamarło. Annie leżała cała we krwi, blada na twarzy, jej klatka piersiowa nie poruszała się. Padł na kolana i zaczął sprawdzać puls, modlił się aby jeszcze dało się ją odratować. Żyła. Zrzucił z siebie bluzę i zdjął koszulę, po czym podarł ją na kawałki. W mgnieniu oka zrobił prowizoryczne opatrunki by zatamować krwotok i wyjął różdżkę
-Episkey!-wykrzyknął celując w nadgarstek dziewczyny
Zaklęcie było słabe i jedynie trochę zatamowało upływ krwi, zaczął gorączkowo myśleć
-Terego, Vulnera Sananatur, Rennervate, Terego, Vulnera Sananatur, Rennervate ,Terego, Vulnera Sananatur, Rennervate, -mruczał pod nosem, rany oczyściły się z krwi i zasklepiły- Ferula
Pocałował ją w blade czoło, była lodowata, ale żyła. Klatka piersiowa powoli zaczęła się unosić i opadać. Zakręcił wodę w kranie i odetkał odpływ
-Chłoszczyść- machnął w stronę pomieszczenia, które momentalnie wróciło do poprzedniego stanu, wrócił do Annie i okrył jej ramiona bluzą zasłaniając świeżo opatrzony nadgarstek po czym wyniósł z łazienki. Nie zważał na pytające spojrzenia Hogwartczyków, przytulił ją mocniej do piersi i przyspieszył kroku. Wpadł do Pokoju Wspólnego i wbiegł do swojego dormitorium
-Coloportus!- machnął różdżką w stronę drzwi i ułożył dziewczynę bezpiecznie na łóżku. Miał sporo szczęścia posiadając oddzielny pokój, nikt nie mógł jej zobaczyć i donieść profesorom. Była bezpieczna ale słaba. Potrzebowała leków i pożywienia, ale nie mógł zostawić jej samej sobie. Pstryknął palcami, a przed nim zawirowała mała kolorowa postać.
-Elliot!
Elliot był jego prywatnym skrzatem, który sam go odnalazł i nie chciał się odczepić więc go przygarnął. Co miesiąc dostawał od Jamesa komplet ubrań w rozmaite wzory i kolory, dodatki do ubrań i sakiewkę galeonów. Uwielbiał tego skrzata
-Sir!- pisnął uradowany – co mogę dla pana zrobić?
-Potrzebuję dzbanka gorącej czekolady, torebki słodyczy z Hogsmeade, leków na przyspieszone gojenie ran i blizny, przeciwbólowych, środków dezynfekujących i bandaży na wczoraj-podał mu sakiewkę z pieniędzmi- błagam, to ważne
Skrzat popatrzył na niego ze zdziwieniem ale bez słowa zawirował i zniknął z cichym pstryknięciem.


Tymczasem w dormitorium naprzeciwko, pewna rudowłosa piękność chodziła podenerwowana w tę i z powrotem
-Jak można być taką idiotką, no powiedz mi Lilith jak?! –usiadła na kolorowej pościeli i przewróciła się na plecy. Wpatrywała się w polaroidy przyjaciół, którymi ozdobiony był baldachim nad łóżkiem i wspominała zeszły rok szkolny. Wtedy byli jeszcze z nimi Pearl i Carter… Byli bliźniakami, mieli złote loki i ogromne niebieskie oczy. Obydwoje byli bardzo szczupli i wysportowani, grali na pozycji pałkarzy w drużynie. Zawsze można było na tej dwójce polegać, niezależnie od pory potrafili człowieka dosłownie w pięć minut wyprowadzić z głębokiej depresji. Zawsze służyli dobrą radą i rękawem do otarcia łez. Zginęli w wypadku samochodowym w ferie, wracając z ciotką do domu. Pearl była dla Rose niczym druga siostra, rozumiały się bez słów, wiecznie razem, były jednością. Jej stratę przeżyła bardzo mocno. Starała się już o tym nie myśleć więc skupiła wzrok na jej pierwszym zdjęciu z Annie, starała się odtworzyć w pamięci ich pierwsze spotkanie na peronie gdy do okna zastukał czarny orzeł Malfoya. Zdziwiło ją to ale otworzyła okno i wpuściła ptaka do środka, już miała rozpakowywać paczkę którą dostarczył gdy jej Mmailer zaczął pikać
OD: Nieśmiały Ślizgon
DO: Przepiękna Gryfonka
Temat: Hogsmeade
Dochodzą mnie słuchy, że nie masz pomysłu na siebie. Sprawdź paczkę rudzielcu.
PS: Nie musisz dziękować
Zostawiła paczkę na stole i wypuściła ptaka. Przyglądała się każdemu szczegółowi jej pokoj aby nie dać ciekawości wygrać. Zastanawiała się nad przemalowaniem morelowych ścian na kremowe i zastąpienie plakatów z mugolskimi celebrytami plakatami czarodziejskich zespołów. Zdążyła jeszcze rozważyć nakrycie białych paneli jakimś wzorzystym dywanem kiedy ciekawość zwyciężyła.


Szybkim ruchem odpakowała paczkę, w której  leżała idealnie złożona czarna skórzana spódnica, przed kolano, ćwiekowana w pasie.  Była śliczna i doskonale pasowała by do jej zakolanówek zakończonych trupią łapką i bluzą mugolskiego zespołu The Ramones z dekoltem w łódkę. Poszukiwała takiej przez całe wakacje lecz nigdzie nie mogła jej znaleźć. Przymierzyła spódnicę, była idealnie dopasowana do jej bioder. Pisnęła z zachwytu i od razu ubrała cały zestaw, zakręciła się kilka razy przed lustrem i wyciągnęła swój Mmailer
OD:Wiewióra
DO:Marchewa
Temat:Malfoy
Liluś! Gdziekolwiek jesteś, z kimkolwiek właśnie się obściskujesz.. Potrzebuję Cię w dormitorium. JUŻ
Odwdzięczę się
Usiadła na łóżku i zaczęła nerwowo stukać palcami w urządzenie. Zaledwie po pięciu minutach drzwi pokoju otworzyły się z hukiem i wpadła przez  nie burza rudych włosów. Lily Potter, obiekt westchnień każdego czarodzieja w tej szkole od czwartego roku wzwyż. Wysoka jak matka, miała piękne długie chude nogi, kobiece kształty i wystające kości obojczykowe. Długie, rude loki, których zazdrościły jej absolutnie wszystkie dziewczyny w szkole spływały kaskadami na jej blade ramiona. Piegi, zadarty nos, zaróżowione policzki oraz pełne czerwone usta również odziedziczyła po matce. Jedyne co dostała w genach po Harry’m były ogromne, zielone oczy, który spoglądały na Rose z zaciekawieniem
-Chcesz w tym iść? Porąbało Cię?- wykrzyknęła już od progu- wyglądasz jak Matka Boska wiecznie cierpiąca w wydaniu metal. Wyskakuj z tego raz dwa
-Nie rozumiem co Ci się w tym zestawie nie podoba –fuknęła Rose
-Wszystko oprócz tej ślicznej spódnicy, skąd ją wytrzasnęłaś? Jest genialna
-To od Malfoya
-Chłopak ma gust- rzuciła panna Potter i szybkim krokiem podeszła do szafy  i otworzyła ją
Z minuty na minutę sterta ubrań wyrzucona  na łóżko rosła w zastraszającym tempie. Letnie sukienki, koszule, t-shirty, spodnie a nawet świąteczne swetry od babci Molly leżały porozrzucane po całym pokoju. Rudowłosa mruczała coś z niezadowoleniem pod nosem
-Mam dobrą i złą wiadomość- oznajmiła wreszcie-od której zacząć pizdryczku?
-Od złej poproszę-mruknęła Weasley’owna opuszczając zrezygnowana głowę
-Twoja szafa to istna modowa katastrofa. Ale jest jeszcze dobra wiadomość, jestem w stanie to wszystko naprawić. Oto plan na najbliższe parę godzin: dostarczasz mi ostatnie dziesięć numerów czarownicy, manekin i dzbanek kawy z dormitorium, a następnie udajesz się do wanny i wykonujesz wszystkie potrzebne zabiegi żeby wyglądać jutro jak bóstwo. Zrozumiałaś?
-Zwariować z Tobą można Liluś, zamkną mnie przez Ciebie kiedyś w psychiatryku – zaśmiała się Rose znikając za drzwiami.
Wróciła po paru minutach ciągnąc za sobą ogromnego manekina oraz inne ‘niezbędne’ przedmioty rzucając je na środek pokoju. Ku jej zaskoczeniu Lilki nigdzie nie było, a bałagan w pokoju dalej wyglądał tak samo okropnie
-Lil?-wykrzyknęła
-Osusz pachy maleńka i przyczołgaj swój tyłek do łazienki, troszkę zmieniłam plany-usłyszała z łazienki swoją kuzynkę naśladującą męski głos
Widok jej łazienki nieco ją zaskoczył: przy przeciwległej ścianie stała jej biała toaletka zasypana kosmetykami, plastrami z woskiem, przyrządami do pielęgnacji paznokci i brwi oraz innymi rzeczami z których rzadko kiedy korzystała. Z wanny niemal wylewała się piana o owocowym zapachu, a skrzaty domowe rozstawiały na półeczce przeróżne kosmetyki do ciała, włosów i twarzy. Po środku całego tego zamieszania stała najmłodsza z potomstwa Potterów, z rękami na piersiach i uśmiechem satysfakcji rozciągniętym na twarzy.
-Panno Rose Weasley, będziesz pani jeszcze piękniejsza niż jesteś- wykrzyknęła i wskazała jej krzesło przy toaletce- siadaj słonko, zaczynamy
 Z początku przyjemne zabiegi w celu poprawienia urody przerodziły się w ogromne katusze w postaci pielęgnowania skórek przy paznokciach, oczyszczania twarzy czy też depilacji ciała woskiem. Szczytem okazało się usuwanie brwi pincetką
-To naprawdę konieczne? -jęknęła starsza
-Przymknij się, nie wyglądasz już z tymi brwiami jak jaskiniowiec-warknęła młodsza starannie wyrywając ostatni włosek z łuku brwiowego- okay, teraz maszeruj do wanny a ja idę ratować Twoją szafę
-Nienawidzę Cię
-Tak tak, jutro będziesz mi dziękować i obsypywać słodyczami z Miodowego Królestwa-posłała jej buziaka w powietrzu i zamknęła ze sobą drzwi

Woda, szczególnie gorąca, zazwyczaj działała na Rose kojąco. Uciekały jej  z głowy wszelkie problemy i troski, czuła się błogo i mogła się zrelaksować. Jednak dzisiaj tak się nie stało, w głowie kłębiły jej się przeróżne scenariusze jutrzejszego spotkania. Z jednej strony bardzo cieszyła się, że ich relacje po tylu latach ociepliły się, a z drugiej dręczyło ją przeczucie iż jest to kolejny durny zakład bogatych dzieciaków Slytherinu. Wszystkie te myśli odpędziła wizja jej i Malfoya chodzących razem za rękę po szkole, spędzania razem czasu na długich romantycznych pocałunkach, wspólnym oglądaniu filmów i robieniu wszystkich innych rzeczy, które normalne pary zazwyczaj robią. Obrazy pojawiały się nagle, znikąd lecz mimo to były przyjemne i rudowłosa w końcu odprężyła się.
Po spędzeniu półtorej godziny na pławieniu się w wannie, Rose weszła do pokoju. Wszystkie ubrania leżały starannie poukładane w szafie a przed nią stał ogromny manekin ubrany w elegancką koszulę w czerwono-czarną kratę, złoty łańcuch na szyi i śliczną skórzaną spódnicę od Scorpiusa. Na biurku leżał liścik

Należą się dwie duże torby z Miodowego Królestwa, enjoy siostrzyczko
~Lil”
Ruda uśmiechnęła się szeroko i bez namysłu ruszyła w stronę łóżka. Opadła lekko na pachnącą pościel, naciągnęła kołdrę aż pod oczy i zadowolona zasnęła.

Śpij nocą śnij, niech zły sen, niech cię nigdy więcej nie obudzi, teraz śpij, niech dobry Bóg zawsze cię za

rękę trzyma, kiedy ciemny wiatr, porywa spokój siejąc smutek i zwątpienie...