wtorek, 30 czerwca 2015

ROZDZIAŁ V



Poranne zimowe promienie wlewały się przez ogromne okna w dormitoriach, budząc hogwartczyków. Niektórzy budzili się z szerokim uśmiechem na twarzy, inni naciągali kołdrę na głowę przewracając się drugi bok i mrucząc  z niezadowolenia. Byli też tacy, którzy wstali wcześniej niż słońce i z niecierpliwością oczekiwali  tego, co przyniesie im nadchodzący dzień. Do tej ostatniej grupy możemy zaliczyć pewnych dwóch przystojnych wychowanków Slytherinu. Albus Severus Potter bardzo różnił się od reszty swojego rodzeństwa, nie wspominając już o dalszych członkach rodziny. Podczas gdy wszyscy Potterowie i Weasley’owie byli zawsze gotowi do pomocy drugiemu człowiekowi, sympatyczni i tolerancyjni Al był ich totalnym przeciwieństwem. Był samolubny i egoistyczny, jak na Slytherin przystało liczyła się dla niego tylko i wyłącznie czysta krew i pieniądze jakie poszczególne czarodziejskie rody posiadały. Te dwie rzeczy kierowały nim podczas doboru swoich przyjaciół i partnerek, wyjątek stanowiła jedynie piękna Ślizgonka, która spała na jego łóżku  w prywatnym dormitorium. Ów młodzieniec stał już ubrany i wyszykowany przy oknie, spoglądając na błonia Hogwartu otulone zimowym snem. Bijąca Wierzba z rezygnacją potrząsnęła raz swoimi gałęziami lecz nie przyniosło to żadnych efektów, śnieg dalej zalegał na jej witkach skłaniając je ku dołowi. Dalej jego wzrok przeniósł się na chatkę Hagrida, z której komina wesoło wydobywał się dym zlewając się z rozciągniętą nad błoniami mgłą. Nawet Zakazany Las nie wyglądał tak upiornie pod białą pierzyną. W powietrzu zaczynała się unosić świąteczne atmosfera co przygnębiało nastolatka. Rozmyślał o nadchodzących świętach, o tym czy uda mu się wyrwać od rodziny, w której czuł się nierozumiany i wyobcowany, o tym czy ojciec znowu spojrzy na niego z pogardą i zniesmaczony powróci do rozmów o quidditchu ze swoim ulubionym synem Jamesem. Z rozmyśleń wyrwały go ciepłe ciało przytulające się do jego pleców
-Dzień dobry kochanie- wymruczała mu do ucha Perrie, jedyna osoba na całym świecie, która zdawała się go rozumieć. Na początku za sobą nie przepadali, jednak Albus zakochał się w niej na zabój i dołożył wszelkich starań aby ona zaufała jemu i zobaczyła w nim kogoś więcej niż tylko egoistycznego, arystokratycznego dupka. Mimo, że czasami miewał swoje skoki w bok, które raniły dziewczynę to dzięki jej wyrozumiałości potrafili wszystko odbudować od nowa. Panna Selwyn była osobą niezwykle pogodną i empatyczną. W kilka chwil potrafiła sprawić by człowiek zaczął się na nowo uśmiechać, niezależnie od tego co się stało. Kochała tańczyć mimo, że nie potrafiła co czyniło ją jeszcze bardziej uroczą. Posiadała niezłomną wiarę w drugiego człowieka i piękno świata, zachwycała się prostotą, a prozaiczne czynności jakie razem wykonywali były dla niej szczytem romantyzmu. Na całym świecie miała tylko jego i swoją babcię, która dzielnie się trzymała i starała wychować na godną przedstawicielkę rodu Selwyn.
Odwrócił się powoli obejmując ją ramionami. Każdego dnia jej widok zapierał mu dech w piersiach, niezależnie od tego jak była ubrana. Dla niego we wszystkim wyglądała cudownie lecz rano uwielbiał patrzeć na nią najbardziej. Rozciągnięta koszulka Wyjącego Sabatu*, ze względu na jej niski wzrost wyglądała na niej jak sukienka. Z długiego warkocza uciekło kilka pasemek prawie białych  włosów, opadając na jej mleczną cerę i ogromne czarne oczy, które spoglądały na niego wesoło. Ucałował najpierw jej lekko zadarty nos, później wystające kości policzkowe a na samym końcu złożył głęboki pocałunek na pełnych, czerwonych wargach
-Dzień dobry księżniczko- szepnął przytulając ją do siebie
-Królowo-poprawiła go ze śmiechem i wtuliła się w idealnie wyrzeźbiony tors, odbijający się na białej obcisłej koszulce
-Wybacz o pani, zapomniałem-uśmiechnął się łobuzersko chłopak.
Ten rodzaj uśmiechu znajdował się na drugiej pozycji listy Perrie „Rzeczy, które pociągają mnie w Albusie Severusie Potterze”. Pierwsze miejsce zajęły bystre jasno-niebieskie oczy, w które kochała patrzeć, na trzecim miejscu znajdowała się cała jego budowa: metr dziewięćdziesiąt wzrostu, idealnie umięśniony brzuch, silne ramiona, duże lecz mimo to zgrabne dłonie, które właśnie błądziły po jej ciele.  Chłopak był obiektem westchnień wszystkich dziewczyn w szkole, co nikogo  nie dziwiło .Do złudzenia przypominał swojego dziadka i ojca, kruczoczarne włosy w wiecznym nieładzie, lekki zarost, mocno odznaczająca się szczęka.  Jednak pod względem charakteru był ciężki do zrozumienia. Egoistyczny dupek- to pierwsze stwierdzenie jakie przyszło jej do głowy kiedy go poznała. W miarę upływu czasu zaczęła zmieniać o nim zdanie, chłopak otwierał się przed nią z dnia na dzień, stopniowo zdobywał jej zaufanie i.. litość. Żałowała, że nie może zmienić podejścia jego własnego ojca do niego, pokazać jego rodzinie, że to iż trafił do Slytherinu nie czyni go gorszym od reszty rodzeństwa.
-Jakie mamy plany na dzisiaj?- zapytał wesoło chłopak podnosząc ją i przenosząc na sofę przed kominkiem
-Mamy od groma nauki, wypracowań do napisania i nawał obowiązków prefekta- jęknęła i spuściła głowę w dół
 -Owszem, ale na to mamy jeszcze całą niedzielę więc proponuje wyjście do Hogsmeade. Ja, Ty, herbaciarnia pani Puddifoot albo kremowe piwo w Trzech Miotłach, a wieczorem na rozgrzanie mało co nieco?- rzucił jej znaczące spojrzenie i zaczął składać pocałunki na jej szyi
-Musimy czekać do wieczora?- zamruczała i pocałowała go namiętnie, przeczesując palcami jego miękkie włosy


Tymczasem w dormitorium naprzeciwko nasz drugi ranny ptaszek, chodził niespokojnie po swoim pokoju. Białe ściany, na których wisiały ruchome fotografie jego przyjaciół i plakaty ulubionych czarodziejskich drużyn sportowych nie dawały mu już spokoju i ukojenia jak kiedyś. Zawiodły również wszelkie próby grania na fortepianie, który stał pod wielkim oknem, leżenia plackiem na czarnym włochatym dywanie i wizyta w ukrytym barku w dębowej komodzie. Pokój był przestronny więc blondyn miał mnóstwo miejsca do zadręczania się niepotrzebnymi myślami. W końcu z rezygnacją rzucił się na ogromne łóżko przykryte szmaragdową narzutą i wyciągnął z kieszeni kubańskie cygaro. Tak, Scorpiusem Malfoyem zaczęły targać wyrzuty sumienia i resztki człowieczeństwa. Jego dwa oblicza zaczęły toczyć ze sobą zawziętą bitwę pod jego blond czupryną. Jedno z nich krzyczało iż nie można tak traktować drugiego człowieka, nawet jeżeli ma na nazwisko Weasley. Drugie zaraz je uciszało skandując, że trzeba to zrobić właśnie ze względu na nazwisko i własną reputację. Przecież pozostały mu niecałe trzy miesiące aby zdobyć serce najbardziej niedostępnej dla niego dziewczyny i zrujnowanie Albusa wynikiem zakładu. Nawet zapalenie cygara nie było w stanie złagodzić tego wewnętrznego konfliktu. Chłopak potargał swoje blond włosy i z całej siły uderzył się sam w policzek
-Ogarnij się, masz na nazwisko Malfoy, a to do czegoś zobowiązuje. Uspokój się Ty sfrustrowana miernoto- zaczął mówić sam do siebie i jeszcze raz dla pewności przyłożył sobie w twarz
Dokończył cygaro i zerwał się na równe nogi, poprawił swoją sportową marynarkę i sprawdził lustrze czy przypadkiem nie odbił sobie swoich linii papilarnych na twarzy. Z ulgą stwierdził, że nie ma żadnych śladów jego chwilowego kryzysu i wyszedł z pokoju. Po zrobieniu dosłownie dwóch kroków otworzył szybkim ruchem drzwi dormitorium Ala i nie zauważywszy co działo się w środku radośnie wszedł do pokoju i stanął po jego środku. Dopiero teraz dotarło do niego dlaczego jego przyjaciel rzucił na pokój zaklęcie wyciszające i że odgłosy skrzypiącego łóżka to nie młody Potter mający koszmary.
-O CHOLERA SCORPIUS! WYNOŚ SIĘ STĄD- zaczął wrzeszczeć brunet nakrywając siebie i Perrie kołdrą-MÓGŁBYŚ CHOCIAŻ RAZ W ŻYCIU ZAPUKAĆ DO DRZWI
-Mógłbyś chociaż raz w życiu powiedzieć mi kiedy testujecie z Perrie nowe pozycje, chętnie bym dołączył-zaśmiał się i puścił oczko zawstydzonej parze
-JAK JA CIĘ NIENAWIDZĘ
-Mhm, tak słonko ja Ciebie też kocham. No to kończcie i za piętnaście minut widzimy się na dole-powiedział znikając na drzwiami pokoju
Blondyn zbiegł szybko ze schodów pogwizdując wesoło i opadł na kanapę przed kominkiem w Pokoju Wspólnym. Układał w głowie szczegółowy plan dzisiejszego dnia z uwzględnieniem wszystkich historyjek, które sprawią że zdobędzie serce Rose do sylwestra. Tak go to wciągnęło, że nie zauważył kiedy pojawił się przed nim Al ze swoją dziewczyną u boku. Z fantazji wyrwało go znaczące chrząknięcie
-Oh świetnie!- wykrzyknął podrywając się z kanapy-idziemy?
W Wielkiej Sali, w soboty o tak wczesnej porze nie było praktycznie nikogo więc mogli swobodnie rozmawiać. Perrie zupełnie nieświadoma nadchodzących wydarzeń wesoło szczebiotała, wypełniając pomieszczenie swoim perlistym śmiechem
-Per-zwrócił się do niej Scorpius- mogę mieć do Ciebie malutką prośbę?
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Bardzo rzadko zdarzało się aby jej przyjaciel o coś ją prosił, to ona zazwyczaj zadłużała się w przysługi u niego
-Jasne, o co chodzi?- spytała zaciekawiona
-Hmm.. Wybieram się dzisiaj na powiedzmy, przyjacielskie spotkanie- zaczął- ale chciałbym zrobić na tej dziewczynie dobre wrażenie i nie mam pomysłu jak. Nie chodzi mi tutaj już o zachowania ale o..
-No nie wstydź się-szturchnęła go ze śmiechem- Mam Cię wyszykować tak?
-Jakbyś mogła-spojrzał na nią nieśmiało
Reakcja Albusa była natychmiastowa. Wypluł on cały sok dyniowy na stół i spadł z ławy, tarzając się po ziemi ze śmiechu
-Właśnie dlatego poprosiłem Ciebie-zaśmiał się do dziewczyny Scorpius i powrócił do swojego śniadania.
Równo o dwunastej, wyszykowany przez Perrie stał podenerwowany pod obrazem Grubej Damy która z zaciekawieniem mu się przyglądała. Jego przyjaciółka potrafiła czynić cuda, w zaledwie trzy minuty przygotowała mu zestaw składający się czarnych obcisłych spodni, białego podkoszulka, który zdradzał obecność jego umięśnionego torsu i narzuconej na to przetartej jeansowej koszuli.
Nagle portret otworzył się i wyszła przez niego Rose, nieśmiało rozglądając się na boki. Blondyn omiótł ją spojrzeniem od góry do dołu, a z jego ust wydobyło się ciche „wow”. Rudowłosa ubrała spódnicę od niego, czerwoną koszulę w kratę i czarne botki na płaskim obcasie. Jej płomienne loki opadały kaskadami na ramiona, podkreśliła delikatnie oczy czarną kredką i usta czerwoną szminką. Całość sprawiła, że panna Weasley wyglądała zniewalająco
-Hej-podeszła do niego i posłała mu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów
-Hej -uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę-idziemy?
Wyobraźcie sobie jaką sensację wśród Hogwartczyków wzbudził widok Rose Weasley i Scorpiusa Malfoya idących za rękę przez szkolny korytarz i wesoło ze sobą rozmawiających. Zarówno wielbiciele rudowłosej jak i fanki blondyna rzucały w parę nienawistne spojrzenia. Hugo Weasley omal nie zabił się o próg Wielkiej Sali na ich widok, a James na chwilę odzyskał dobry humor i zaczął wykrzykiwać za nimi „Tak trzymaj Scor!” podskakując radośnie. Jednak oni nie zwracali na to uwagi, zbyt zajęci byli rozmową ze sobą aby zwracać na cokolwiek uwagę.
-Wspominałem już, że pięknie dzisiaj wyglądasz?- zagadnął blondyn
-Jakieś dziesięć razy-zaśmiała się dziewczyna
-I będę to powtarzał każdego dnia Rosie-uśmiechnął się do niej i otoczył ramieniem-ktoś tu chyba marznie
-Wcale nie-odpowiedziała pociągając nosem
-Wcale tak-szepnął jej do ucha i wskazał ręką na stojące na dziedzińcu sanie- Nie mogę pozwolić żebyś mi zamarzła zanim dojedziemy na miejsce więc zapraszam panią do środka
Onieśmielona Rose niepewnie usadowiła się na miękkiej kanapie i spojrzała z wdzięcznością na Scorpiusa, który okrywał ją właśnie kocem i przyciągał do siebie. Dalej nie mogła uwierzyć jak szybko chłopak zmienił swój stosunek do niej i do innych, jak szybko otwierał się przed nią uchylając kolejnych tajemnic. Bez słowa wtuliła się w jego tors, zachwycając się wonią jego cynamonowych perfum i wysłuchiwała opowieści o przygodach jego i Albusa. Cała droga do Hogsmeade minęła im na przekomarzaniu się kto jest lepszym szukającym i żartowaniu na przeróżne temat, zaczynając od nauczycieli i kończąc na kawałach zaczerpniętych z mugolskich czasopism. Romantyzmu chwili dopełniał śnieg, który pruszył delikatnie przyprawiając Rose o czerwone policzki, które według Malfoya były najbardziej uroczą rzeczą jaka mogła się jej przytrafić. Panna Weasley pogrążona w dąsaniu się i przekonywaniu, że pogarszają jedynie one wygląd jej twarzy, która i tak wygląda już kiepsko nie zauważyła kiedy sanie stanęły przed małym, białym drewnianym domkiem. Wybijał się on zdecydowanie na tle innych domostw w tej okolicy ciepłem i radością jaka od niego biła. Z ceglanego komina uchodził dym, a w małych okienkach otoczonych różowymi okiennicami stały donice z kwiatami. Draco Junior zgrabnie zeskoczył z powozu i kłaniając się podał rękę dziewczynie aby ułatwić jej zejście na ziemię. Jednak zanim się zorientował rudowłosa zeskoczyła sama i ze śmiechem stanęła obok niego
-Mały buntownik-mruknął rozbawiony Scorpius i objąwszy  dziewczynę w talii poprowadził ją brukowaną ścieżką do drzwi- na wszelkie pytania odpowiem Ci w środku, a teraz pozwól mi na małą niespodziankę- powiedział i przewiązał jej oczy czarną wstążką- musisz mi zaufać
-Coś czuję, że źle na tym wyjdę ale zaryzykuję-mruknęła i dała się poprowadzić w głąb mieszkania.
Tuż po przekroczeniu progu ogarnął ją zapach czekolady, świeżo upieczonego ciasta marchewkowego i mokrego drewna. Ta mieszanka kojarzyła się jej ze świątecznymi wieczorami w domu Weasley’ów.  Nie mówiąc nic pozwoliła się poprowadzić dalej po skrzypiącej podłodze, z każdym krokiem jej serce przyspieszało osiągając apogeum rytmu kiedy chłopak bez większego wysiłku podniósł ją z ziemi i delikatnie ułożył na czymś miękkim po czym zdjął jej opaskę z oczu. Znajdowali się w przestronnym salonie, w którym jedynym źródłem światła był kominek z wesoło tańczącym ogniem. W jego blasku mogła dostrzec na błękitnych ścianach ruchome fotografie jakiejś rodziny i oprawione w ramki wycinki gazet. Pozostała część pokoju zalegała w mroku dodając sytuacji intymności i tajemniczości. Na ścianie znajdującej się naprzeciwko kanapy, na której Scorpius ją ułożył rozciągał się ogromny biały ekran do wyświetlania filmów. Wszystkie te elementy jeszcze bardziej przypominały jej o rodzinnym domu i wszystkich świętach i uroczystościach, które spędzali właśnie w taki sposób. Poziom szczęścia wzrósł o kolejne kilka stopni
-Pamiętasz jak opowiadałaś mi o tym, jak spędzasz święta?- zagadnął- bardzo chciałem spędzić tegoroczne właśnie z Tobą więc przygotowałem wcześniejsze Boże Narodzenie. Babcia zgodziła się użyczyć swojego domu- mówiąc to, położył delikatnie na jej kolanach małą czerwoną paczuszkę -mam nadzieję, że się spodoba
Rudowłosa z największą ostrożnością otworzyła pakunek. W środku, na aksamitnym materiale spoczywała złota bransoletka z zawieszką w kształcie miotły, a dokładniej mówiąc jej Błyskawicy 009Y.
-Scorpius.. to jest prześliczne, nie wiem czy mogę to przyjąć pewnie kosztowało majątek
-Nie możesz ale musisz mała. A teraz koniec marudzenia, ja pójdę po czekoladę a Ty wybierz film który obejrzymy jako pierwszy, wszystkie leżą na półce. Ty tutaj rządzisz – powiedział z szelmowskim uśmiechem znikając za drzwiami do kuchni.
Rose powoli wstała i podeszła do półki, od razu rzuciło się w jej oczy zielone pudełko z napisem „Pearl Harbor”. Kochała ten film bardziej niż czekoladę nadzianą piankami więc od razu włożyła go do odtwarzacza i powróciła na kanapę w tym samym momencie w którym Malfoy wrócił z napojami.
-Plus dziesięć punktów za wybór filmu rudzielcu- zażartował i usiadł obok dziewczyny

W tym samym czasie w jednym z gryfońskich dormitorium podenerwowany James odetchnął z ulgą widząc jak Annie nieśmiało otwiera oczy aby zaraz je przymknąć ze zmarszczeniem nosa przez wpadające do pomieszczenia promienie słońca. Pospiesznie zasunął zasłony i usiadł obok szatynki pomagając jej usiąść.
-Cześć ślicznotko, jak się spało?- spytał z troską
-Nie było źle, tylko boli mnie głowa-dziewczyna spojrzała zdziwiona na swoje zabandażowane nadgarstki, a następnie na leki leżące na szafce nocnej- James, tak właściwie to co ja tu robię?
-Pocięłaś się przez tego kretyna ale znalazłem Cię przed nauczycielami i przyniosłem tutaj. Chyba masz już dość kłopotów, prawda?
-Nie wiem jak Ci dziękować… Na jak długo mogę tutaj zostać?
-Lubisz odpowiadać pytaniem na pytanie jak widzę-roześmiał się-jak dla mnie, możesz zostać tutaj na zawsze ale na zajęcia chodzisz z podniesioną głową i nie zwracasz uwagi na Jake’a. Zasługujesz na kogoś lepszego niż on, na kogoś kto się Tobą zajmie i będzie Cię traktował jak ideał wiedząc, że masz swoje małe wady. Masz wielkie serce i powinnaś znaleźć osobę, która nie rozbije go w drobne kawałki.
Serce zabiło jej mocniej, a na policzki wpłynęły ogromne rumieńce. Jak mogła tego nie zauważyć? Jak mogła być taka ślepa? James był przy niej od zawsze, bronił jej i o nią dbał. Kochał ją, a ona za każdym razem odrzucała go zostawiając dla jakiegoś dupka. Powoli odwróciła się w jego stronę i spojrzała mu w oczy. W te idealne zielone oczy pełne troski patrzące na nią  zza prostokątnych okularów. Wszyscy przedstawiciele rodu Potterów wyglądali tak samo: kruczoczarne zmierzwione włosy, wada wzroku, lekki zarost. Chodzące ideały. Annie położyła delikatnie dłoń na policzku Jamesa, czując jak chłopak się w nią wtula
-Na kogoś takiego jak Ty Potter-uśmiechnęła się powoli przybliżając swoją twarz do jego twarzy.
W momencie w którym ich usta złączyły się w pierwszym, nieśmiałym pocałunku James uświadomił sobie jak bardzo kocha te dziewczynę. Przyciągnął ją w swoje ramiona i tym razem pocałował już pewniej, starając się jednym pocałunkiem pokazać jej ile dla niego zdarzy.
Tak, ten dzień był zdecydowanie jednym z najlepszych w całym roku, dla każdego Pottera, Weasleya i Malfoya.

Nie mam słów żeby opisać powód dla którego przestałam pisać. Mam nadzieję że dalej znajdzie się ktoś kto chce czytać moje wypociny.

PS: Dopiero uczę się pisać, więc wszelka krytyka i wskazówki są  mile widziane :3