niedziela, 24 marca 2013

Rozdział III


Notka pojawiła się z poślizgiem i nie w terminie.Jest krótka ale obiecuję,że kolejna będzie bardzooo długa Ale pewnie nikt tego nie czyta, więc co za różnica :D
Rozdział dedykuję pewnemu koledze, który jest moją inspiracją do postaci Scorpiusa oraz Karolowi, który w pewien sposób naprowadził mnie na Mmaile.
Przepraszam, że robię taki przeskok o parę miesięcy ale nie będę opisywała dnia po dniu ._.
ENJOY!
_________________________________________________________________

Od: Uroczy Ślizgon
Do: Pewna Gryfonka
Temat:RE: Korki
Mój zgrabny i jakże seksowny tyłek nie pojawi się dzisiaj w bibliotece, gdyż będzie wykonywał erotyczny taniec z miotłą po Pokoju Wspólnym.
Scorp.

Od: Wkurzona Gryfonka
Do : Nie będziesz uroczy, nawet jeśli Ci za to zapłacą
Temat:RE[2]: Korki
Twój nie zgrabny i jakże odrażający tyłek pojawi się w bibliotece, gdyż jest zwolniony  z przymusowego erotycznego tańca z miotłą po Pokoju Wspólnym.
Rose

Na usta blondyna wpłynął szeroki uśmiech satysfakcji. Spojrzał na zegarek, 18.40. Zerwał się szybko z łóżka i pognał do dormitorium Albusa. Bez pukania wparował do pokoju Pottera i zaczął tańczyć jak idiota, wykrzykując : A Ty się prześpisz z Puchonką, a Ty się prześpisz się z Puchonką. Rudzielec spojrzał na niego z politowaniem i wypchnął rozradowanego przyjaciela za drzwi. Młody Malfoy zbiegł w dół po schodach i w podskokach przemierzał korytarze Hogwartu. Na błoniach zaczęło już zmierzchać, ostatni uczniowie wchodzili do zamku ze smutkiem rezygnując z widoku zachodzącego nad jeziorem słońca. Wielka kałamarnica leniwie plasnęła mackami w taflę jeziora, po czym zanurkowała w jego odmętach. Blondyn wyhamował tuż przed biblioteką i przybrał minę znudzonego życiem arystokraty. W głowie miał już ułożony plan, jak zdobyć Rose.  Rudowłosa czekała na niego w środku,  pomimo zakładu Scorpius musiał przyznać, że Rose wydoroślała i wypiękniała. Podniosła na niego swoje ogromne, czekoladowe oczy a uśmiech momentalnie zszedł z jej twarzy
-Pan arystokrata zaszczycił nas swoją obecnością. Bijmy pokłony – mruknęła z pogardą i ruszyła przez bibliotekę
Gdy dotarła do ostatniego regału przy samej ścianie, pociągnęła za grzbiet  wściekle czerwonej książki a mebel przesunął się w lewo ukazując wąski, ciemny korytarz. Spojrzała na niego przez ramię i bez trudu weszła w przejście. Po dwóch minutach wędrówki, dotarli przed ogromne dębowe drzwi, dziewczyna popchnęła je a ich oczom ukazał się ogromny pokój. Na ścianach zostały wymalowane krajobrazy Zakazanego Lasu a na suficie zaczarowane rozgwieżdżone niebo
-Widzisz tego chłopczyka, tam pod ścianą ? – spytała i wskazała na koniec pomieszczenia – To Arnie. Będziesz go uczył, jest w drugiej klasie a nadal nie opanował Wingardium Leviosa. Masz być miły, bo ma ciężką sytuację w domu. Inaczej twój nos przywita się z panią pięścią, zrozumiano ?
Blondyn leniwie kiwnął głową i niedbałym krokiem podszedł do chłopaka. Mały dosięgał mu ledwie do klatki piersiowej, miał czarną potarganą czuprynę i kwadratowe okulary delikatnie przekrzywione w bok zza których patrzyły na niego błękitne oczy. Bił z nich strach, a gdyby się przyjrzeć głębiej mieszał się on z niepewnością. Chłopak uklęknął przy malcu by zrównać się z nim poziomami
-Cześć, jestem Scorpius – wyciągnął do niego rękę i uśmiechnął się przyjaźnie – będę Cię od dzisiaj uczył
Arnie nieufnie podał mu rękę, potrząsnął nią i szybko się cofnął
- Okey Arnie, poćwiczymy dzisiaj Wingardium Leviosa. Najpierw przećwiczymy ruch ręką, weź różdżkę – malec  wykonał polecenie – no to obrót i trach! Tak, bardzo dobrze mały. No więc, spróbujesz teraz lewitować te poduszki obok mnie do pudła po środku pokoju. Dasz radę?
-Dam! –pisnął i od razu zabrał się do roboty
Ze stosu, na którym znajdowało się dwadzieścia poduszek chłopakowi udało się lewitować zaledwie dwie. Wprawdzie z lekcji na lekcję poduszek lewitowało do pudła coraz więcej liczba ta  nigdy nie przekroczyła dziesięciu.
Dni mijały bardzo szybko, czas płynął nieubłaganie dostarczając mieszkańcom Hogwartu coraz to nowszych utrapień, przyjaźni, sensacji i plotek. Nauczyciele nie oszczędzali żadnego z roczników i zadawali tony prac domowych, robili wiele sprawdzianów i wymyślali coraz to nowsze zajęcia by zapełnić uczniom wolny czas. Klub pojedynków, eliksirów, latania. Nawet profesor Logbottom doczekał się swojego klubu miłośników zielarstwa. Kapitanowie drużyn Quidditcha toczyli zacięte boje o boisko i dokładali kolejne treningi w imię Pucharu. Hogwartczycy z dnia na dzień stawali się coraz bardziej szarzy i nijacy. Z ich twarzy znikały pogodne uśmiechy, wyparowywały jakiekolwiek chęci do życia. Wracali do Pokoi Wspólnych rzucając torbami z książkami i przeklinając nauczycieli. Nawet wielcy James Potter i Billy Jordan zaprzestali urozmaicania życia mieszkańców zamku swoimi kawałami, ślęcząc nad książkami i przygotowując się do OWUMENTÓW. Zniknęły miłe wieczory w Pokoju Wspólnym Gryfonów, wielkie libacje u Ślizgonów, wspólne wieczory z naukom Krukonów a nawet pojedynki szachowe Puchonów. Ostatnimi rzeczami, kótre powstrzymywała młodych czarodziei  przed zbiorowym samobójstwem były zbliżające się święta i rodzące się przyjaźnie i związki. Annie została znienawidzona przez fankluby Jake’a i starszego Pottera. Bowiem obaj panowie zauroczyli się brunetką. W bardzo krótkim czasie panna Crevey rozkochała w sobie potomka Wood’ów i razem stworzyli uroczą parę. James przegrał niestety walkę o serce dziewczyny, lecz nie dał po sobie tego poznać i stał się dla niej bratem, którego nigdy nie miała. Plotki krążące po murach zamku wprawiały w konsternację i rozbawiały nawet nauczycieli. Według niektórych profesor Longbottom zdradzał swoją żonę Lunę z nauczycielką eliksirów, a McGonagall planowała ślub z woźnym. W końcu nadszedł tak długo wyczekiwany grudzień. Biały puch pokrył błonia i Zakazany Las rozsiewając wokół baśniową atmosferę. Sama profesor Cooper wydawała się nią odurzona i zmniejszyła nakład prac domowych, skończyła ‘opluwać jadem’ uczniów, a nawet zaczęła się pogodnie uśmiechać. Tak… Hogwart zmieniał się bardzo szybko i nikt nie był w stanie przewidzieć kolejnych wydarzeń. Zdziwienie wywołały również przyjazne stosunki pewnej Gryfonki i pewnego Ślizgona. Wprawdzie Rose oznajmiła Malfoyowi, że może być co najmniej jego koleżanką to i tak zakłady zostały obstawione i szkoła czekała z niecierpliwością dla dalsze etapy ich znajomości. Misterny plan Scorpiusa, którego celem było zdobycie Rose przez swoje opanowanie i chęć pomocy powoli  legł w gruzach. Jego zapasy cierpliwości i samokontroli były na wyczerpaniu, a feralna panna Weasley nie zwracała na niego najmniejszej uwagi. Zakres ich znajomości został ograniczony do odprowadzania go na korepetycje i drobnymi rozmowami na lekcjach bądź przerwach. Dni do końca zakładu mijały a blondyn nadal nie miał żadnego pomysłu co zrobić by zdobyć Rose i wygrać zakład. Wydawało mu się, że próbował już wszystkiego. Zaczął od najbardziej banalnego pytania o wyjście do Hogsmeade ale odmówiła, wyrzuciła do kosza wysłane przez niego kwiaty a po chodzeniu za nią cały dzień i błaganiach o spotkanie w Pokoju Życzeń dostał w policzek. Swoje odmowy tłumaczyła jego skłonnością do zmiany dziewczyn co tydzień, snobistycznym i aroganckim podejściem do życia i zarozumiałością.  W końcu po miesiącu rozmyślań doznał olśnienia. Uradowany wybiegł z dormitorium po obiedzie i pognał w stronę wieży Gryfonów, stanął przed portretem Grubej Damy i wyczekiwał jakiegokolwiek Gryfona.  Ku jego radości ze schodów nadeszła Lily Potter, na widok przyjaciela uśmiechnęła się szeroko i podeszła go uściskać.
-Cześć panie nie-odzywam-się-od-miesiąca
-Cześć wiewióro –uśmiechnął się – przepraszam, mamy urwanie głowy z szlabanami od McGonagall
-Haha, nadal niczego się nie nauczyliście? My też mieliśmy imprezę, ale wystarczyły trzy trzeźwe osoby żebyśmy nie wpadli
Blondyn wytrzeszczył na nią oczy i popukał się w głowę
-A niby jesteście tacy mądrzy – zachichotała i ruszyła w stronę portretu, podała hasło i zatrzymała się przed wejściem – wchodzisz?
-Nie, ale jakbyś mogła to zawołaj Arnie’go Micelson’a
-Jasne – uśmiechnęła się i  przeszła przez dziurę
Po chwili wyłonił się z niej Arnie, przerażony rozglądał się na boki aż zauważył Scorpiusa. Jego twarz złagodniała a kąciki ust lekko się podniosły. Podszedł do  niego pewniejszym krokiem i  zadarł głowę do góry.
-Chciałeś mnie widzieć? –pisnął
-Tak mały, posłuchaj bo.. ja bardzo potrzebuję twojej pomocy
-Mojej? A do czego ja się mogę przydać?
-Zakochałem się w pewnej dziewczynie, ale ona ciągle mnie odrzuca i mówi, że jestem okropny i nikomu nie pomagam. Czy mógłbyś opowiedzieć tej dziewczynie jak pomagam Tobie?
Chłopak spojrzał na niego niepewnie a po chwili uśmiechnął się szeroko
-Powiedz tylko jak się nazywa – zaszczebiotał
-Rose Weasley – odwzajemnił uśmiech Scorpius i poczochrał malca po czym odwrócił się na pięcie i pobiegł na zajęcia.
Do końca dnia nie mógł się skupić na niczym, siedział jak na szpilkach a gdy usłyszał ostatni  dzwonek wybiegł z ogromnym uśmiechem na twarzy do wieży Gryffindoru. Przebijał się zręcznie przez tłumy hogwartczyków, którzy rozczarowani deszczem i pluchom wracali do swoich pokoi wspólnych. Deszcz zaczął zacinać w szyby a niebo rozdarła ogromna błyskawica. Świece w zamku zapaliły się aby rozbić szarość, która przedostała się do środka. Przed portretem stała Roe, w poczochranych włosach, umazana na policzkach błotem śmiała się perliście z James’a, który przewrócił się uciekając przed Irytkiem.
-Cześć wam – wykrzyknął Scorpius i zaczął machać ręką
-Hej Scor, idziesz z nami pograć w Quidditcha?- wyszczerzył się James
-W taką pogodę?
-A co, boisz się, że fryzura Ci oklapnie?- zażartowała Rose
-Powiedzmy – uśmiechnął się – Rose czy mogę z Tobą porozmawiać?
-Yym.. jasne, chodź – podeszła do niego szybkim krokiem, wzięła pod ramię i odeszli w głąb korytarza. W tym czasie zrezygnowany James przelazł przez dziurę i zniknął w przytulnym Pokoju Wspólnym.
-Więc czego chcesz?
-Wiem, że masz mnie za skończonego idiotę i dupka, który nie potrafi pomóc innym. Nie proszę Cię o cuda, proszę Cię tylko o to żebyś wyszła ze mną na normalny spacer do Hogsmeade w sobotę.
Rudowłosa zatrzymała się przed oknem, stając w świetle rzucanym przez pochodnię. Spojrzała w jego stalowe oczy, doszukując się w nich w nich fałszu i kpiny.  Uważnie analizowała każdą część jego twarzy, każdy najmniejszy ruch. Nie znalazła nawet odrobiny. Kąciki jej ust zadrgały lekko i podniosły się ku górze
-Nie mam pojęcia co kombinujesz, ale jeśli spróbujesz wywinąć jakikolwiek numer źle się to dla Ciebie skończy. Więc, sobota. Przyjdź po mnie o dwunastej – uśmiechnęła się i w podskokach odeszła
On Scorpius Malfoy chciał się z nią umówić?  I na dodatek wykorzystał małego Arniego, który przez cała przerwę opowiadał jej jaki Malfoy jest cudowny. W głowie Rose myśli toczyły bitwę. Jedna strona upierała się, że uczucia blondyna są szczere i może chce naprawić relacje między nimi. Druga strona uparcie twierdziła, że ta Ślizgońska gnida na pewno coś kręci i knuje za jej plecami. Ruda przyznała zwycięstwo stronie, która twierdziła że jego intencje są zupełnie szczere. W końcu przez wakacje się zmieniła, wydoroślała i wypiękniała. W tym zamyśleniu dotarła przed Portret Grubej Damy gdzie zastała kłócących się Annie i Jake’a. Dziewczyna ze łzami w oczach wymachiwała rękami i wykrzywiła, że jest palantem i skończonym kretynem, chłopak stał podparty pod ścianę z rękami założonymi na piersiach i przyglądał się jej z rozbawieniem. Rose podeszła do przyjaciółki i wzięła pod rękę, szybko podała hasło i nie zważając na jej protesty wciągnęła ją do Pokoju. Większość twarzy zwróciła się w stronę dziewcząt,  które w pośpiechu wbiegały po schodach James wstał i natychmiast ruszył w ich stronę
-Co się stało?- spytał twardo
-James ja nie wiem czy to jest dobry pomysł..
-Rose, jest w porządku –zapewniła ją podłamanym głosem -On..on  bezczelnie gapił się na wszystkie dziewczyny dookoła od paru dni. Dzisiaj przyłapałam go jak całował się z jakąś piątoklasistką przed kolacją – chlipała
Potter natychmiast szczelnie zamknął ją w swoich ramionach pozwalając się jej wypłakać. Rudowłosa była bardzo zdziwiona zaistniałą sytuacją lecz nie skomentowała zajścia tylko odeszła do dormitorium dając im trochę czasu. Usiadła na łóżku i zaczęła grzebać w odmętach pamięci kiedy doszło do zbliżenia jej kuzyna i przyjaciółki. Ostatnie miesiące wypełniły jej randki, nauka, treningi Quidditcha i korepetycje. Najwidoczniej życie publiczne szkoły wymknęło jej się z pod kontroli. Mówi się trudno, westchnęła i opadła na poduszki. Kotka Lilith wskoczyła jej na klatkę piersiową i pocieraniem głowy o mostek domagała się pieszczot
-Wyzyskiwacz – mruknęła z rozbawieniem i podrapała kotkę za uchem, ta zamruczała i wyciągnęła się na brzuchu rudowłosej – ten świat wariuje Lilith, istne szaleństwo..

sobota, 26 stycznia 2013

RODZIAŁ II


Poranne słońce zalało Pokój Wspólny Ślizgonów. Zajrzało w każdy kąt, ukazując skutki ostatniej imprezy. Wszędzie gdzie okiem sięgnąć walały się butelki po Ognistej Whiskey, Kremowym Piwie i mugolskim trunku zwanym wódką. Fotele i kanapy, które zazwyczaj stały przy kominku, obecnie leżały pod oknami i drzwiami prowadzącymi do pomieszczenia. Z sufitu zwisały serpentyny i sflaczałe balony, a z mebli damska bielizna. Starsze roczniki balowały do białego rana, przy pomocy zaklęć wyciszających. Nawet Salazar Slytherin nie zdążył uciec z ram swojego obrazu przed imprezowym szaleństwem , został on nim uziemiony i udekorowany świątecznymi lampkami i łańcuchami. Łypał teraz groźnie na wychowanków swojego domu, którzy nie dali rady wrócić do swoich dormitoriów i spędzili noc na podłodze, pomiędzy wymiocinami, rozdeptanymi słodyczami i rozlanymi bliżej niezidentyfikowanymi substancjami. Wygląd całego Pokoju wołał o pomstę do nieba. Sznur przerażonych pierwszaków, drugoklasistów i niektórych uczniów ze starszych roczników lawirował po cichu pomiędzy swoimi starszymi kolegami i wymykał się na śniadanie tak aby ich nie zbudzić. Nikt nie pokusił się o to aby obudzić całe lochy i uświadomić ich, że lekcje zaczynają się za pięć minut. Podobna sytuacja panowała w Pokoju Wspólnym Gryfonów, tam jednak dzięki czujności Prefektów ostatni uczniowie opuszczali wieżę i udawali się na lekcje.  Rose wraz z Annie i Jake’iem biegła właśnie pod klasę Sali do eliksirów. Przepychali się oni przez tłumy rozgorączkowanych nowym rokiem Hogwartczyków by w ostatniej chwili wpaść do pomieszczenia i zająć swoje miejsca.  Rudowłosa usiadła sama w ostatniej ławce zaraz za swoimi przyjaciółmi, którzy po wczorajszej imprezie bardzo się do siebie zbliżyli. Uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła rozglądać się po Sali, była bardzo zdziwiona gdy zobaczyła, że w pomieszczeniu jest tylko jeden Ślizgon. Nagle drzwi od klasy trzasnęły i weszła profesor Cooper. Była ona niską i chudą kobietą, która  zawsze chodziła w starannie związanym czarnym warkoczu i długich czarnych pelerynach. Dzisiaj miała na sobie szmaragdową sukienkę przed kolano z głębokim dekoltem i eleganckie czarne półbuty. Przeszła szybko przez klasę i rzuciła na swoje biurko opasłe tomisko i machnęła różdżką na tablicę gdzie pojawiła się receptura Eliksiru Skurczajacego, po czym odwróciła się do klasy. Jej zielone oczy biegały po klasie i uczniach, a na twarz wpłynął złośliwy uśmieszek
- Flint – zwróciła się do Ślizgona siedzącego pod oknem – wyjaśnisz mi z łaski swojej  gdzie podziała się reszta twoich kolegów?
Chłopak zaczerwienił się po cebulki włosów i spuścił głowę w dół, usilnie wpatrując się w swoje dłonie. Z jego ust wypłynął niezrozumiały bełkot
-Mógłbyś powtórzyć, kochanie ?-s pytała przesłodzonym głosem
-Oni.. śpią proszę pani – pisnął i ukrył twarz w dłoniach
Kobieta podeszła do niego i poklepała po plecach
-Spokojnie chłopie, nic się nie stało- mimo, że profesor Cooper nienawidziła Ślizgonów całym sercem, doceniała w nich szczerość . Wyjęła z kieszeni szaty małą tabliczkę czekolady i położyła nią przed nim. Flint był bardzo nieśmiałym i infantylnym chłopcem. Ani trochę nie pasował do Slytherinu , był tam gnębiony i poniżany przez co w ciągu dwóch lat zamknął się sobie.
-Przeczytajcie charakterystykę eliksiru skurczającego i przygotujcie składniki. Poza tym usiądźcie pojedynczo w ławkach, ja wracam za dziesięć minut – odwróciła się na pięcie i zniknęła za dębowymi drzwiami.
Przemierzała puste korytarze Howgartu kipiąca złością, skręciła szybko w korytarz prowadzący do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i stanęła przed zielonkawą od mchu ścianą. Dotknęła jej ręką i szepnęła
- Ziemniaki z Huffelpuff’u
Gdy tylko ściana rozsunęła się uderzył się ostry zapach alkoholu i wymiocin, zatkała sobie nos palcami i niepewnie przestąpiła przez próg pomieszczenia. To co zastała przeraziło ją i jednocześnie sprawiło, że jej złość osiągnęła apogeum. Przestąpiła delikatnie uczniów leżących na podłodze i podeszła do portretu Salazara Slytherina, przyłożyła palec do ust i uwolniła go z ram. Mężczyzna skinął głową po czym pospiesznie opuścił swoje ramy. Kobieta przeszła na środek pokoju i przyłożyła sobie różdżkę do krtani
-Sonorus – szepnęła i chrząknęła znacząco. Nikt się nie obudził ani nawet nie otworzył oczu – WSTAWAĆ ! – ryknęła, a zaklęcie zwiększające siłę głosu dodało jej mocy. Jej ryk usłyszała pewnie połowa szkoły, ale najbardziej mieszkańcy Domu Węża.
Wszyscy jak jeden mąż zerwali się ze swoich miejsc i wpatrywali przerażeni w profesor Cooper.  Ze schodów zaczęli zbiegać uczniowie, wypatrując źródła hałasu. Żaden z nich nie był ubrany, niektórzy byli w samych pidżamach, inni w szlafrokach a zdarzali się tacy, którzy nie mieli na sobie nic oprócz bielizny
- W dwuszereg ! – wykrzyknęła i wskazała miejsce przed sobą. Przerażeni i skacowani uczniowie powoli zaczęli ustawiać się przed nią, zatykając sobie uszy i łapiąc się za głowy –Biedni, nieletni i skacowani. Profesor McGonagall nie będzie zadowolona
Wyczarowała patronusa i nakazała mu sprowadzić nauczycieli i dyrektorkę. Byk skinął głową na znak zrozumienia i wybiegł z pokoju, zostawiając za sobą smugę błękitnego światła . Nauczycielka przechadzała się między szeregiem patrząc na wszystkich z pogardą. Po chwili do pomieszczenia wpadła profesor McGonagall i gdyby nie profesor Longbottom, który złapał dyrektorkę leżała by teraz pewnie w kałuży wymiocin na której się poślizgnęła. Kosmyk szarych włosów wypadł z jej ciasno związanego koka i opadł na bladą twarz, która przybierała kolor dorodnego buraka. Spojrzała srogo zza swoich okularów połówek na zgromadzonych uczniów, a jej usta ścisnęły się w wąską linię. Przeszła szybko przez zrujnowane pomieszczenie i zajęła miejsce obok nauczycielki eliksirów
- Czegoś takiego Hogwart nie widział od czasów Jamesa Pottera i Syriusza Blacka. A zapewniam was, że było to bardzo dawno temu. Zniszczyliście dobre imię tego domu, na które pracowaliście dość długi okres czasu– krzyknęła, wymachując rękami , a jej czarna tiara przechyliła się niebezpiecznie w tył– wszyscy, ustawiacie się teraz rocznikami. Natychmiast
Mieszkańcy Domu Węża posłusznie wykonali polecenie dyrektorki grupując się  w cztery długie linie. Nikt nie ośmielił się podnieść głowy ani nawet powiedzieć jednego słowa.
-A teraz bez ubierania się rozejdziecie się na swoje zajęcia. Na przerwie stawicie się u mnie, gdzie wraz z profesor Cooper rozdzielimy wam szlabany. Jeśli ktokolwiek spróbuje się ubrać, sam posprząta cały Pokój Wspólny bez użycia magii. Zresztą jest to wasze zajęcie na dzisiejszy wieczór – powiedziała słodkim głosem po czym obróciła się na pięcie i wyszła
Po Pokoju przeszedł szmer niezadowolenia i jęk zawodu. Powoli uczniowie ustawiali się przy swoich nauczycielach i opuszczali pomieszczenie. Zadowolona z siebie profesor Cooper prowadziła garstkę szóstego rocznika na swoje zajęcia, nucąc wesoło. Otworzyła drzwi do Sali eliksirów i wprowadziła sznur zmieszanych uczniów. Stanęła przy biurku a Gryfoni zaczęli się zwijać ze śmiechu i wytykać zmieszanych Ślizgonów palcami, ich twarze spłonęły dorodnymi rumieńcami a ręce powędrowały na głowę aby zatkać uszy. Nauczycielka machnęła różdżką a na kolejnej tablicy pojawiły się nazwiska par  Ślizgoni – Gryfoni.
-A teraz siadacie według moich wytycznych i w parach pracujecie nad Eliksirem Skurczającym, który oddacie mi pod koniec lekcji – zaśmiała się szyderczo i zasiadła za biurkiem patrząc na klasę kłócącą się klasę
Zamieszanie trwało przez kilkanaście minut aż wszyscy uświadomili sobie, że nie ma innego wyjścia i muszą współpracować. Parze Weasley-Malfoy porozumienie się zajęło najdłużej. Co chwile któreś z nich obrywało śledzioną szczura, obraną figą bądź dżdżownicą. Dla reszty klasy było to co najmniej śmieszne, lecz dla Scorpiusa posiadanie śledziony szczura w majtkach nie było ani trochę zabawne. Pod koniec lekcji na biurku nauczycielki stało piętnaście fiolek z bliżej niezidentyfikowaną zawartością, w każdym bądź razie ani trochę nie przypominała ona Eliksiru Skurczającego. Szóstoklasiści uciekli z lochów najszybciej jak się dało, Gryfoni wylegli na błonia by cieszyć się ostatnimi letnimi promieniami a Ślizgoni ze zrezygnowanymi minami ruszyli w kierunku gabinetu dyrektorki.  Przed kamiennym gargulcem oczekiwał ich profesor Longbottom i wyczytywał z listy po trzy nazwiska, a ich właściciele niechętnie wspinali się po schodach do gabinetu
-Malfoy, Zabini, Parkinson – pod skrzydła kamiennego gargulca, weszło trzech chłopców. Wszyscy dobrze zbudowani, przystojni i wysocy. Na co dzień uchodzili za najprzystojniejszych i odważnych mieszkańców Domu Węża lecz teraz mini mieli nie tęgie
-Czerwony autobus – krzyknął nauczyciel zielarstwa a orzeł zaczął się powoli obracać i sunąć ku górze. Ślizgoni znaleźli się przed ogromnymi, dębowymi drzwiami z mosiężnymi okuciami. Scorpius nieśmiało zapukał, a zza drzwi doszedł ich głos dyrektorki
-Wejść
Drzwi otworzyły się same, ukazując ogromne pomieszczenie. Na kamiennych ścianach wysiały portrety byłych dyrektorów Hogwartu, które wpatrywały się w nich z zaciekawieniem. Przez ogromne okna wpadało przedpołudniowe słońce, ukazujące nieprzyjemną zawartość powietrza. Przed nimi za ogromnym mahoniowym biurkiem siedziała profesor McGonagall.  Wydawać by się mogło że jej siwy koko jest bardziej ciasny niż zazwyczaj, a usta są ściśnięte w węższą kreskę. Spojrzała na nich srogo spod swoich okularów połówek, po czym przeniosła wzrok na zwój pergaminu przed sobą, wycelowała oskarżycielsko palca w Zabiniego i wycedziła przez zęby
-Do końca roku czyścisz nocniki w skrzydle szpitalnym i pomagasz pani Pomfrey
Następnie jej palec przeniósł się na Parkinsona
-Do końca roku pomagasz panu Filchowi w każdej sprawie o jaką Cię poprosi
Aż w końcu jej palec przeniósł się na Scorpiusa. Blondyn poczuł jak kolana się pod nim uginają a w gardle powstaje olbrzymia gula
-Będziesz pomagał pannie Weasley w jej korepetycjach dla młodszych uczniów – chłopcy jęknęli z niezadowoleniem ale żaden nie ośmielił się nic powiedzieć – to wszystko, możecie odejść
Po opuszczeniu gabinetu przez chłopców, profesor McGonagall zabrała się za wysyłanie Mmaili do nauczycieli i Rose

Od: Dyrektor Minerva McGonagall
Do: Rosanne Molly Weasley
Temat: Korepetycje
Szanowna panno Weasley,
Pewnie ucieszy się pani z dodatkowej pary rąk do pomocy przy korepetycjach. Proszę się skontaktować z panem Malfoyem i wyznaczyć mu terminy, jest do pani dyspozycji do końca roku.
Pozdrawiam, Minerva McGonagall

Od: Rosanne Molly Weasley
Do: Dyrektor Minerva McGonagall
Temat: RE: Korepetycje
Dziękuję za pomoc, w jak najbliższym czasie skontaktuję się z panem Malfoyem i powiadomię panią o jego dyżurach
Pozdrawiam, Rosanne Molly Wealsey
Kipiąca ze złości Rose rzuciła swoim Mmailerem przed siebie i założyła ręce na piersi. Że niby on, zacofany w rozwoju Malfoy ma jej pomagać w korepetycjach ?! To było chyba karą dla niej, nie dla niego. Ale nie wolno odmawiać dyrektorce więc Ruda robiła dobrą minę do złej gry, zadzwonił dzwonek i dziewczyna leniwie podniosła się spod drzewa. Podniosła swój Mmailer i ruszyła na zielarstwo szukając po drodze Annie i Jakea, którzy zniknęli gdzieś zaraz po eliksirach. W między czasie szybko wysłała Mmaila do Malfoya

Od: Rose
Do:  Ślizgon, który zatrzymał się w rozwoju
Temat: Korki
W bibliotece o 19.00, przygotuj się na pierwszą lekcje. Jeśli Twój arystokratyczny tyłek się tam nie pojawi, pogadamy inaczej.

Z wyrazami miłości i szacunku, Rosanne Weasley.


*Mmail – system komunikacji czarodziejskiej, wymyślony w 2013 roku przez Ministerstwo Magii na wzór mugolskiej poczty elektronicznej. Każdy uczeń Hogwartu posiada własny Mmailer do komunikowania się z innymi ;)

niedziela, 20 stycznia 2013

ROZDZIAŁ I


Dla Zośki, Kwiatka, Olinka i Nat. Za wsparcie i inspiracje.

~Prongs
________________________________________________

Letnie promienie słoneczne  leniwie zajrzały przez okno kamienicy, padając na  twarz pewnej  rudowłosej dziewczyny . Jej piegi pojaśniały, a lewa powieka podniosła się leniwie ku górze. Dziewczyna powoli otworzyła drugie oko i podniosła się na łokciach. Spojrzała na zegarek 8.30, opadła na poduszki i zakryła się kołdrą. Dzisiaj miała zacząć szósty rok nauki w Hogwarcie. Już na początku lipca obiecała sobie, że szósta klasa będzie najlepsza. Przez wakacje zaczęła się zmieniać, z brzydkiego kaczątka narodził się piękny łabędź.  Przez ostatnie pięć lat nie dbała o swój wygląd, nie interesowała się jej typem  figury, rozdwojonymi końcówkami czy pryszczami. Nie wyściubiała nosa spoza książek i nie zabiegała o swoją wielką miłość. Ale pod koniec piątej klasy zaczęło ją to przygnębiać, zbyt eleganckie ubranie, starannie wypucowane okulary i włosy stale spięte w kucyka. Z pomocą nadeszła ciocia Ginny, jej mama i Lily. Zaledwie w miesiąc odmieniły ją całkowicie!  Piękne rude loki swobodnie opadały na plecy, soczewki zastąpiły okulary a eleganckie ciuchy zostały przykryte toną lekkich ubrań podkreślających jej idealną figurę.  Wygrzebała się spod kołdry i ostrożnie wyjrzała zza drzwi. Nasłuchiwała jakichkolwiek odgłosów, świadczących o tym, że jakiś domownik ma ochotę stoczyć bój o łazienkę. Wyszła cicho na korytarz nie zauważając Hugona czającego się za drzwiami swojego pokoju. Gdy tylko Rose ruszyła w stronę łazienki wybiegł i staranował ją, już prawie wbiegł do łazienki gdy ręka siostry zacisnęła się na jego ramieniu i cisnęła nim o ścianę.

- Rose! To jest nie fair! – wykrzykiwał
-Taki lajf młody – ziewnęła i zamknęła za sobą drzwi łazienki
Zrzuciła z siebie pidżamę i weszła pod prysznic, strumień letniej wody łagodnie spłukiwał jej ciało. Wyciągnęła głowę w kierunku strumienia i stała tak pięć minut, aż dało się słyszeć donośne łupanie o drzwi
- WYŁAŹ ! –wykrzykiwali na przemian Hugo i Ron
Rudowłosa pospiesznie się umyła i wyszła z kabiny, zawiązała z ręcznika turban na głowie i zaczęła się ubierać. Wciągnęła na siebie luźną zieloną sukienkę przed kolano, z paskiem w talii. Musnęła szyję delikatnie perfumami  i dokończyła swoje poranne rytuały, spakowała kosmetyczkę i zadowolona wyszła z łazienki. Ojciec i brat łypali na nią spode łba, ciskając nienawistnymi spojrzeniami.
- No co? W końcu nasza Rosie jest kobietą – zaśmiała się perliście Hermiona i ruszyła pomóc córce dopakować kufer. 
Za dwadzieścia jedenasta Weasleyowie  w towarzystwie Potterów wbiegli na peron 9 i ¾. Młodzież oddała swoje  kufry konduktorowi . Albus,Lily i James poszli przywitać się ze Scorpiusem i resztą Ślizgonów.  Potterowie i Malfoyowie utrzymywali przyjacielskie stosunki a ich dzieci trzymały się razem. Al  trafił do Slytherinu i to on namówił swoje rodzeństwo do przyjaźni ze Śligonami.  Rose i Hugo już nauczyli się, że nie mogą nawet zaszczycić mieszkańców Domu Węża spojrzeniem. Ich ojciec nienawidził całej rodziny Malfoyów a szczególnie Dracona, który próbował zabrać mu Hermionę. Zresztą z wzajemnością. Rodzeństwo zaczęło rozglądać się za swoimi przyjaciółmi , po paru minutach pożegnali się z rodzicami i  wsiedli w dwóch grupach do różnych przedziałów. Express ruszył buchając białą parą z komina, zostawiając machających rodziców daleko za sobą. Krajobrazy Anglii, która powoli żegnała się z latem i witała jesień przemijały za oknem.  W przedziale Gryfonów wszyscy patrzyli na Rose ze zdziwieniem, rudowłosa plotkowała w najlepsze ze wszystkimi
-No co się tak patrzycie ? – spytała  lekko zdziwiona
-Ty.. w sukience.. bez okularów.. w rozpuszczonych włosach .. i.. BEZ KSIĄŻKI! – wykrzyknął zdziwiony Jake Wood
- Ruda, czy z Tobą wszystko w porządku ? –spytała Annie Crevey, jej najlepsza przyjaciółka. Czarnowłosa od dawna próbowała przekonać rudowłosą do zamiany i do chłopaka. Wesleyówna zaśmiała się, a po chwili nie mogła przestać się śmiać a Hugo razem z nią
-Powiedzmy ,że  miałam kompleksy – wydusiła z siebie pomiędzy falami śmiechu i puściła oczko w stronę przyjaciół którzy patrzyli na nią z niedowierzaniem . Nagle cały przedział śmiał się aż do rozpuku. Zaczęli grać w eksplodującego durnia a następnie w butelkę. Hugo zakręcił nią zręcznie a jej korek skierował się w stronę Rose
-Pytanie czy wyzwanie? – spytał podnosząc pytająco brew
-Wyzwanie
-Wyjdź na korytarz i pocałuj w usta pierwszego chłopaka jakiego spotkasz – uśmiechnął się złośliwie Hugo, nikt nie wiedział, że w przedziale obok Scorpius usłyszał dokładnie takie samo polecenie od Albusa
Blondyn i rudowłosa wyszli na korytarz, a za nimi wychyliły się głowy ich przyjaciół. Na twarz młodego Malofya wpłynął uśmiech satysfakcji, a Rose spanikowała. Ale wyzwanie to wyzwanie, a ten rok miał być  epicki. Zamknęła oczy i podeszła do niego, stanęła na palcach i wpiła mu się w usta. Chłopak przyciągnął ją do siebie i odwzajemnił pocałunek. Po całym pociągu rozniosły się śmiechy i pogwizdywania a po chwili prawie wszyscy Hogwartczycy obserwowali całującą się parę.  Po upływie trzydziestu sekund oderwali się od siebie z uśmiechem
- Nie wiem jak Ty Scor, ale ja bym się nigdy nie spodziewał, że będziesz całował się z Rosie – wykrzyknęła Lily Potter zwijając się ze śmiechu
- Ale.. TO JEST ROSE WEASLEY ?! –wykrzyknął zdziwiony. Nigdy by nie przypuszczał, że będzie taką laską
-Cześć Malfoy – rzuciła mu krótko i zaczęła śmiać się razem z Lily. Albus podszedł do przyjaciela i poklepał go po plecach
-Niezła laska co?  - spytał i parsknął śmiechem
-Co jak co ale ona jest niezła – uśmiechnął się
-Hmm.. Jeśli będzie Twoją dziewczyną do 14 lutego prześpię się z …
-Prześpisz się z najbrzydszą Puchonką, a co jeśli nie będzie ?
-To wtedy Ty to zrobisz – uniósł prowokacyjnie brew i wyciągnął do niego rękę
-Stoi -  potrząsnął jego ręką i podszedł do Rudej obejmując ją ramieniem
-Dołączycie do nas ?
-Czemu nie.. Hugo, Annie,Jake chodźcie – krzyknęła w ich stronę i weszła za Ślizgonem do przedziału. Jej przyjaciele poszli w jej ślady, do końca podróży grali w butelkę. Przegapili nawet spotkanie prefektów, ale z racji tego, że James, Rose, Al i  Scor byli prefektami naczelnymi nie przejmowali się zbytnio. Przez całą grę wszyscy całowali się prawie ze wszystkimi, przytulali się, jedli najgorsze smaki fasolek i wykonywali różne dziwne rzeczy. Nikt nie przypuszczał, że  już pierwszego dnia wszystko tak się potoczy. Gdy pociąg zajechał na stację w Hogsmade było już całkowicie ciemno,  na wzgórzu majaczył w oddali kontur rozświetlonego zamku
-Pirszoroczni do mnie ! – z oddali dochodził ich głos Hagrida
Rose podbiegła do olbrzyma, przepychając się przez tłumy przerażonych pierwszaków i przytuliła mocno olbrzyma
-Hoho, Rose aleś Ty wyrosła – zagwizdał
-Bo się zarumienię – zażartowała Rose i zaczęła rozglądać się za swoją rodzinką.
Po chwili dostrzegła rudą czuprynę Lilki wyróżniającą się na tle czarnych szat tłumu prującego do powozów.  Zwinnie prześlizgnęła się przez tłumy uczniów i dogoniła ją i chwyciła pod ramię
-Rosie podrywacz wyrywacz ? – zachichotała potterówna
- Zamknij się – parsknęła śmiechem i potargała ją po włosach
Wpakowali się całą paczką do ostatniego odjeżdżającego powozu. Po paru minutach wchodzili już do przedsionka Wielkiej Sali. Irytek jak co roku wymyślał różne kawały, dzisiaj przeszedł samego siebie. Na każdego wchodzącego, który nadepnął na fałszywą płytkę spływał syrop klonowy a zaraz za nim pióra.  Śmiechu było dużo, bo połowa uczniów wyglądała  jak wielkie brązowe ptaki
-Irytek! IDIOTO! – nagle z Wielkiej Sali zaczęła się wydzierać profesor Cooper, opiekunka Gryfonów. Była powszechnie lubiana wśród uczniów, za swoje poczucie humoru i podejście do uczniów – Krwaaawy Baroonie ! – zaświergotała
Ze schodów nadleciał duch, Irytek wrzasnął i uciekł a Krwawy Baron ruszył za nim w pogoń. Nauczycielka szybko zlikwidowała pułapkę Irytka i wyczyściła prawie wszystkich uczniów. Dlaczego tylko prawie?  Profesor Cooper nienawidziła Ślizgonów, więc  Ci nadal zostali brązowymi ptakami.  Gdy już cała  Wielka Sala zapełniła się, profesor McGonagall wprowadziła rząd pierwszaków. Niektórzy patrzyli z zaciekawieniem na zaczarowany sufit, inni trzymali się kurczowo ręki swoich partnerów w obawie przed hm.. każdego roku Rose zastanawiała się czego oni się tak boją. Fakt może banda debili wlepiająca w nich oczy i wytykająca palcami nie wygląda przyjaźnie ale.. Nie, nie było żadnego wytłumaczenia.  Ruda poczuła, jak czyjeś spojrzenie wwierca się w jej plecy. Powoli odwróciła się w stronę stołu Ślizgonów. Malfoy spojrzał jej głęboko w oczy i podniósł prowokacyjnie brew posyłając jej arogancki uśmiech.  Odwróciła się do niego bokiem i podrapała po policzku środkowym palcem. Zabawa zabawą ale ojciec urwał by jej głowę gdyby się do niego odezwała. Po przydzieleniu pierwszaków, McGonagall  wygłosiła swoje coroczne przemówienie. Bla bla bla jedna owca,baran,  krowa,Ikea eeee mak arena, a później na stołach pojawiło się jedzenie. Hogwartczycy wprost rzucili się na nie, po godzinie stoły zostały spustoszone. Najedzeni i zataczający się odprowadzili pierwszaków do Wieży Gryffindoru i udali się do dormitoriów .