Poranne zimowe promienie wlewały się przez ogromne okna w dormitoriach,
budząc hogwartczyków. Niektórzy budzili się z szerokim uśmiechem na twarzy,
inni naciągali kołdrę na głowę przewracając się drugi bok i mrucząc z
niezadowolenia. Byli też tacy, którzy wstali wcześniej niż słońce i z
niecierpliwością oczekiwali tego, co przyniesie im nadchodzący dzień. Do
tej ostatniej grupy możemy zaliczyć pewnych dwóch przystojnych wychowanków
Slytherinu. Albus Severus Potter bardzo różnił się od reszty swojego
rodzeństwa, nie wspominając już o dalszych członkach rodziny. Podczas gdy
wszyscy Potterowie i Weasley’owie byli zawsze gotowi do pomocy drugiemu
człowiekowi, sympatyczni i tolerancyjni Al był ich totalnym przeciwieństwem.
Był samolubny i egoistyczny, jak na Slytherin przystało liczyła się dla niego
tylko i wyłącznie czysta krew i pieniądze jakie poszczególne czarodziejskie
rody posiadały. Te dwie rzeczy kierowały nim podczas doboru swoich przyjaciół i
partnerek, wyjątek stanowiła jedynie piękna Ślizgonka, która spała na jego
łóżku w prywatnym dormitorium. Ów młodzieniec stał już ubrany i
wyszykowany przy oknie, spoglądając na błonia Hogwartu otulone zimowym snem.
Bijąca Wierzba z rezygnacją potrząsnęła raz swoimi gałęziami lecz nie
przyniosło to żadnych efektów, śnieg dalej zalegał na jej witkach skłaniając je
ku dołowi. Dalej jego wzrok przeniósł się na chatkę Hagrida, z której komina
wesoło wydobywał się dym zlewając się z rozciągniętą nad błoniami mgłą. Nawet
Zakazany Las nie wyglądał tak upiornie pod białą pierzyną. W powietrzu
zaczynała się unosić świąteczne atmosfera co przygnębiało nastolatka. Rozmyślał
o nadchodzących świętach, o tym czy uda mu się wyrwać od rodziny, w której czuł
się nierozumiany i wyobcowany, o tym czy ojciec znowu spojrzy na niego z
pogardą i zniesmaczony powróci do rozmów o quidditchu ze swoim ulubionym synem
Jamesem. Z rozmyśleń wyrwały go ciepłe ciało przytulające się do jego pleców
-Dzień dobry kochanie- wymruczała mu do ucha Perrie, jedyna osoba na całym
świecie, która zdawała się go rozumieć. Na początku za sobą nie przepadali,
jednak Albus zakochał się w niej na zabój i dołożył wszelkich starań aby ona
zaufała jemu i zobaczyła w nim kogoś więcej niż tylko egoistycznego,
arystokratycznego dupka. Mimo, że czasami miewał swoje skoki w bok, które
raniły dziewczynę to dzięki jej wyrozumiałości potrafili wszystko odbudować od
nowa. Panna Selwyn była osobą niezwykle pogodną i empatyczną. W kilka chwil
potrafiła sprawić by człowiek zaczął się na nowo uśmiechać, niezależnie od tego
co się stało. Kochała tańczyć mimo, że nie potrafiła co czyniło ją jeszcze
bardziej uroczą. Posiadała niezłomną wiarę w drugiego człowieka i piękno
świata, zachwycała się prostotą, a prozaiczne czynności jakie razem wykonywali
były dla niej szczytem romantyzmu. Na całym świecie miała tylko jego i swoją
babcię, która dzielnie się trzymała i starała wychować na godną
przedstawicielkę rodu Selwyn.
Odwrócił się powoli obejmując ją ramionami. Każdego dnia jej widok zapierał
mu dech w piersiach, niezależnie od tego jak była ubrana. Dla niego we
wszystkim wyglądała cudownie lecz rano uwielbiał patrzeć na nią najbardziej.
Rozciągnięta koszulka Wyjącego Sabatu*, ze względu na jej niski wzrost
wyglądała na niej jak sukienka. Z długiego warkocza uciekło kilka pasemek
prawie białych włosów, opadając na jej mleczną cerę i ogromne czarne
oczy, które spoglądały na niego wesoło. Ucałował najpierw jej lekko zadarty
nos, później wystające kości policzkowe a na samym końcu złożył głęboki pocałunek
na pełnych, czerwonych wargach
-Dzień dobry księżniczko- szepnął przytulając ją do siebie
-Królowo-poprawiła go ze śmiechem i wtuliła się w idealnie wyrzeźbiony
tors, odbijający się na białej obcisłej koszulce
-Wybacz o pani, zapomniałem-uśmiechnął się łobuzersko chłopak.
Ten rodzaj uśmiechu znajdował się na drugiej pozycji listy Perrie „Rzeczy,
które pociągają mnie w Albusie Severusie Potterze”. Pierwsze miejsce zajęły
bystre jasno-niebieskie oczy, w które kochała patrzeć, na trzecim miejscu
znajdowała się cała jego budowa: metr dziewięćdziesiąt wzrostu, idealnie
umięśniony brzuch, silne ramiona, duże lecz mimo to zgrabne dłonie, które
właśnie błądziły po jej ciele. Chłopak był obiektem westchnień wszystkich
dziewczyn w szkole, co nikogo nie dziwiło .Do złudzenia przypominał
swojego dziadka i ojca, kruczoczarne włosy w wiecznym nieładzie, lekki zarost,
mocno odznaczająca się szczęka. Jednak pod względem charakteru był ciężki
do zrozumienia. Egoistyczny dupek- to pierwsze stwierdzenie jakie przyszło jej do
głowy kiedy go poznała. W miarę upływu czasu zaczęła zmieniać o nim zdanie,
chłopak otwierał się przed nią z dnia na dzień, stopniowo zdobywał jej zaufanie
i.. litość. Żałowała, że nie może zmienić podejścia jego własnego ojca do
niego, pokazać jego rodzinie, że to iż trafił do Slytherinu nie czyni go
gorszym od reszty rodzeństwa.
-Jakie mamy plany na dzisiaj?- zapytał wesoło chłopak podnosząc ją i
przenosząc na sofę przed kominkiem
-Mamy od groma nauki, wypracowań do napisania i nawał obowiązków prefekta- jęknęła
i spuściła głowę w dół
-Owszem, ale na to mamy jeszcze całą niedzielę więc proponuje wyjście
do Hogsmeade. Ja, Ty, herbaciarnia pani Puddifoot albo kremowe piwo w Trzech
Miotłach, a wieczorem na rozgrzanie mało co nieco?- rzucił jej znaczące spojrzenie
i zaczął składać pocałunki na jej szyi
-Musimy czekać do wieczora?- zamruczała i pocałowała go namiętnie,
przeczesując palcami jego miękkie włosy
Tymczasem w dormitorium naprzeciwko nasz drugi ranny ptaszek, chodził
niespokojnie po swoim pokoju. Białe ściany, na których wisiały ruchome
fotografie jego przyjaciół i plakaty ulubionych czarodziejskich drużyn
sportowych nie dawały mu już spokoju i ukojenia jak kiedyś. Zawiodły również
wszelkie próby grania na fortepianie, który stał pod wielkim oknem, leżenia
plackiem na czarnym włochatym dywanie i wizyta w ukrytym barku w dębowej
komodzie. Pokój był przestronny więc blondyn miał mnóstwo miejsca do
zadręczania się niepotrzebnymi myślami. W końcu z rezygnacją rzucił się na
ogromne łóżko przykryte szmaragdową narzutą i wyciągnął z kieszeni kubańskie
cygaro. Tak, Scorpiusem Malfoyem zaczęły targać wyrzuty sumienia i resztki
człowieczeństwa. Jego dwa oblicza zaczęły toczyć ze sobą zawziętą bitwę pod
jego blond czupryną. Jedno z nich krzyczało iż nie można tak traktować drugiego
człowieka, nawet jeżeli ma na nazwisko Weasley. Drugie zaraz je uciszało
skandując, że trzeba to zrobić właśnie ze względu na nazwisko i własną
reputację. Przecież pozostały mu niecałe trzy miesiące aby zdobyć serce
najbardziej niedostępnej dla niego dziewczyny i zrujnowanie Albusa wynikiem
zakładu. Nawet zapalenie cygara nie było w stanie złagodzić tego wewnętrznego
konfliktu. Chłopak potargał swoje blond włosy i z całej siły uderzył się sam w
policzek
-Ogarnij się, masz na nazwisko Malfoy, a to do czegoś zobowiązuje. Uspokój
się Ty sfrustrowana miernoto- zaczął mówić sam do siebie i jeszcze raz dla
pewności przyłożył sobie w twarz
Dokończył cygaro i zerwał się na równe nogi, poprawił swoją sportową
marynarkę i sprawdził lustrze czy przypadkiem nie odbił sobie swoich linii
papilarnych na twarzy. Z ulgą stwierdził, że nie ma żadnych śladów jego
chwilowego kryzysu i wyszedł z pokoju. Po zrobieniu dosłownie dwóch kroków
otworzył szybkim ruchem drzwi dormitorium Ala i nie zauważywszy co działo się w
środku radośnie wszedł do pokoju i stanął po jego środku. Dopiero teraz dotarło
do niego dlaczego jego przyjaciel rzucił na pokój zaklęcie wyciszające i że
odgłosy skrzypiącego łóżka to nie młody Potter mający koszmary.
-O CHOLERA SCORPIUS! WYNOŚ SIĘ STĄD- zaczął wrzeszczeć brunet nakrywając
siebie i Perrie kołdrą-MÓGŁBYŚ CHOCIAŻ RAZ W ŻYCIU ZAPUKAĆ DO DRZWI
-Mógłbyś chociaż raz w życiu powiedzieć mi kiedy testujecie z Perrie nowe
pozycje, chętnie bym dołączył-zaśmiał się i puścił oczko zawstydzonej parze
-JAK JA CIĘ NIENAWIDZĘ
-Mhm, tak słonko ja Ciebie też kocham. No to kończcie i za piętnaście minut
widzimy się na dole-powiedział znikając na drzwiami pokoju
Blondyn zbiegł szybko ze schodów pogwizdując wesoło i opadł na kanapę przed
kominkiem w Pokoju Wspólnym. Układał w głowie szczegółowy plan dzisiejszego
dnia z uwzględnieniem wszystkich historyjek, które sprawią że zdobędzie serce
Rose do sylwestra. Tak go to wciągnęło, że nie zauważył kiedy pojawił się przed
nim Al ze swoją dziewczyną u boku. Z fantazji wyrwało go znaczące chrząknięcie
-Oh świetnie!- wykrzyknął podrywając się z kanapy-idziemy?
W Wielkiej Sali, w soboty o tak wczesnej porze nie było praktycznie nikogo
więc mogli swobodnie rozmawiać. Perrie zupełnie nieświadoma nadchodzących wydarzeń
wesoło szczebiotała, wypełniając pomieszczenie swoim perlistym śmiechem
-Per-zwrócił się do niej Scorpius- mogę mieć do Ciebie malutką prośbę?
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Bardzo rzadko zdarzało się aby
jej przyjaciel o coś ją prosił, to ona zazwyczaj zadłużała się w przysługi u
niego
-Jasne, o co chodzi?- spytała zaciekawiona
-Hmm.. Wybieram się dzisiaj na powiedzmy, przyjacielskie spotkanie- zaczął-
ale chciałbym zrobić na tej dziewczynie dobre wrażenie i nie mam pomysłu jak.
Nie chodzi mi tutaj już o zachowania ale o..
-No nie wstydź się-szturchnęła go ze śmiechem- Mam Cię wyszykować tak?
-Jakbyś mogła-spojrzał na nią nieśmiało
Reakcja Albusa była natychmiastowa. Wypluł on cały sok dyniowy na stół i
spadł z ławy, tarzając się po ziemi ze śmiechu
-Właśnie dlatego poprosiłem Ciebie-zaśmiał się do dziewczyny Scorpius i
powrócił do swojego śniadania.
Równo o dwunastej, wyszykowany przez Perrie stał podenerwowany pod obrazem
Grubej Damy która z zaciekawieniem mu się przyglądała. Jego przyjaciółka
potrafiła czynić cuda, w zaledwie trzy minuty przygotowała mu zestaw składający
się czarnych obcisłych spodni, białego podkoszulka, który zdradzał obecność
jego umięśnionego torsu i narzuconej na to przetartej jeansowej koszuli.
Nagle portret otworzył się i wyszła przez niego Rose, nieśmiało rozglądając
się na boki. Blondyn omiótł ją spojrzeniem od góry do dołu, a z jego ust
wydobyło się ciche „wow”. Rudowłosa ubrała spódnicę od niego, czerwoną koszulę
w kratę i czarne botki na płaskim obcasie. Jej płomienne loki opadały kaskadami
na ramiona, podkreśliła delikatnie oczy czarną kredką i usta czerwoną szminką.
Całość sprawiła, że panna Weasley wyglądała zniewalająco
-Hej-podeszła do niego i posłała mu jeden ze swoich najpiękniejszych
uśmiechów
-Hej -uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę-idziemy?
Wyobraźcie sobie jaką sensację wśród Hogwartczyków wzbudził widok Rose
Weasley i Scorpiusa Malfoya idących za rękę przez szkolny korytarz i wesoło ze
sobą rozmawiających. Zarówno wielbiciele rudowłosej jak i fanki blondyna
rzucały w parę nienawistne spojrzenia. Hugo Weasley omal nie zabił się o próg
Wielkiej Sali na ich widok, a James na chwilę odzyskał dobry humor i zaczął
wykrzykiwać za nimi „Tak trzymaj Scor!” podskakując radośnie. Jednak oni nie
zwracali na to uwagi, zbyt zajęci byli rozmową ze sobą aby zwracać na cokolwiek
uwagę.
-Wspominałem już, że pięknie dzisiaj wyglądasz?- zagadnął blondyn
-Jakieś dziesięć razy-zaśmiała się dziewczyna
-I będę to powtarzał każdego dnia Rosie-uśmiechnął się do niej i otoczył
ramieniem-ktoś tu chyba marznie
-Wcale nie-odpowiedziała pociągając nosem
-Wcale tak-szepnął jej do ucha i wskazał ręką na stojące na dziedzińcu
sanie- Nie mogę pozwolić żebyś mi zamarzła zanim dojedziemy na miejsce więc
zapraszam panią do środka
Onieśmielona Rose niepewnie usadowiła się na miękkiej kanapie i spojrzała z
wdzięcznością na Scorpiusa, który okrywał ją właśnie kocem i przyciągał do
siebie. Dalej nie mogła uwierzyć jak szybko chłopak zmienił swój stosunek do
niej i do innych, jak szybko otwierał się przed nią uchylając kolejnych
tajemnic. Bez słowa wtuliła się w jego tors, zachwycając się wonią jego
cynamonowych perfum i wysłuchiwała opowieści o przygodach jego i Albusa. Cała
droga do Hogsmeade minęła im na przekomarzaniu się kto jest lepszym szukającym
i żartowaniu na przeróżne temat, zaczynając od nauczycieli i kończąc na
kawałach zaczerpniętych z mugolskich czasopism. Romantyzmu chwili dopełniał śnieg,
który pruszył delikatnie przyprawiając Rose o czerwone policzki, które według
Malfoya były najbardziej uroczą rzeczą jaka mogła się jej przytrafić. Panna
Weasley pogrążona w dąsaniu się i przekonywaniu, że pogarszają jedynie one
wygląd jej twarzy, która i tak wygląda już kiepsko nie zauważyła kiedy sanie
stanęły przed małym, białym drewnianym domkiem. Wybijał się on zdecydowanie na
tle innych domostw w tej okolicy ciepłem i radością jaka od niego biła. Z
ceglanego komina uchodził dym, a w małych okienkach otoczonych różowymi
okiennicami stały donice z kwiatami. Draco Junior zgrabnie zeskoczył z powozu i
kłaniając się podał rękę dziewczynie aby ułatwić jej zejście na ziemię. Jednak
zanim się zorientował rudowłosa zeskoczyła sama i ze śmiechem stanęła obok
niego
-Mały buntownik-mruknął rozbawiony Scorpius i objąwszy dziewczynę w
talii poprowadził ją brukowaną ścieżką do drzwi- na wszelkie pytania odpowiem
Ci w środku, a teraz pozwól mi na małą niespodziankę- powiedział i przewiązał
jej oczy czarną wstążką- musisz mi zaufać
-Coś czuję, że źle na tym wyjdę ale zaryzykuję-mruknęła i dała się
poprowadzić w głąb mieszkania.
Tuż po przekroczeniu progu ogarnął ją zapach czekolady, świeżo upieczonego
ciasta marchewkowego i mokrego drewna. Ta mieszanka kojarzyła się jej ze
świątecznymi wieczorami w domu Weasley’ów. Nie mówiąc nic pozwoliła się
poprowadzić dalej po skrzypiącej podłodze, z każdym krokiem jej serce
przyspieszało osiągając apogeum rytmu kiedy chłopak bez większego wysiłku
podniósł ją z ziemi i delikatnie ułożył na czymś miękkim po czym zdjął jej
opaskę z oczu. Znajdowali się w przestronnym salonie, w którym jedynym źródłem
światła był kominek z wesoło tańczącym ogniem. W jego blasku mogła dostrzec na
błękitnych ścianach ruchome fotografie jakiejś rodziny i oprawione w ramki
wycinki gazet. Pozostała część pokoju zalegała w mroku dodając sytuacji
intymności i tajemniczości. Na ścianie znajdującej się naprzeciwko kanapy, na
której Scorpius ją ułożył rozciągał się ogromny biały ekran do wyświetlania
filmów. Wszystkie te elementy jeszcze bardziej przypominały jej o rodzinnym
domu i wszystkich świętach i uroczystościach, które spędzali właśnie w taki
sposób. Poziom szczęścia wzrósł o kolejne kilka stopni
-Pamiętasz jak opowiadałaś mi o tym, jak spędzasz święta?- zagadnął- bardzo
chciałem spędzić tegoroczne właśnie z Tobą więc przygotowałem wcześniejsze Boże
Narodzenie. Babcia zgodziła się użyczyć swojego domu- mówiąc to, położył
delikatnie na jej kolanach małą czerwoną paczuszkę -mam nadzieję, że się
spodoba
Rudowłosa z największą ostrożnością otworzyła pakunek. W środku, na
aksamitnym materiale spoczywała złota bransoletka z zawieszką w kształcie
miotły, a dokładniej mówiąc jej Błyskawicy 009Y.
-Scorpius.. to jest prześliczne, nie wiem czy mogę to przyjąć pewnie
kosztowało majątek
-Nie możesz ale musisz mała. A teraz koniec marudzenia, ja pójdę po
czekoladę a Ty wybierz film który obejrzymy jako pierwszy, wszystkie leżą na
półce. Ty tutaj rządzisz – powiedział z szelmowskim uśmiechem znikając za
drzwiami do kuchni.
Rose powoli wstała i podeszła do półki, od razu rzuciło się w jej oczy
zielone pudełko z napisem „Pearl Harbor”. Kochała ten film bardziej niż
czekoladę nadzianą piankami więc od razu włożyła go do odtwarzacza i powróciła
na kanapę w tym samym momencie w którym Malfoy wrócił z napojami.
-Plus dziesięć punktów za wybór filmu rudzielcu- zażartował i usiadł obok
dziewczyny
W tym samym czasie w jednym z gryfońskich
dormitorium podenerwowany James odetchnął z ulgą widząc jak Annie nieśmiało
otwiera oczy aby zaraz je przymknąć ze zmarszczeniem nosa przez wpadające do
pomieszczenia promienie słońca. Pospiesznie zasunął zasłony i usiadł obok
szatynki pomagając jej usiąść.
-Cześć ślicznotko, jak się spało?- spytał z troską
-Nie było źle, tylko boli mnie głowa-dziewczyna
spojrzała zdziwiona na swoje zabandażowane nadgarstki, a następnie na leki
leżące na szafce nocnej- James, tak właściwie to co ja tu robię?
-Pocięłaś się przez tego kretyna ale znalazłem Cię
przed nauczycielami i przyniosłem tutaj. Chyba masz już dość kłopotów, prawda?
-Nie wiem jak Ci dziękować… Na jak długo mogę tutaj
zostać?
-Lubisz odpowiadać pytaniem na pytanie jak
widzę-roześmiał się-jak dla mnie, możesz zostać tutaj na zawsze ale na zajęcia
chodzisz z podniesioną głową i nie zwracasz uwagi na Jake’a. Zasługujesz na
kogoś lepszego niż on, na kogoś kto się Tobą zajmie i będzie Cię traktował jak
ideał wiedząc, że masz swoje małe wady. Masz wielkie serce i powinnaś znaleźć
osobę, która nie rozbije go w drobne kawałki.
Serce zabiło jej mocniej, a na policzki wpłynęły
ogromne rumieńce. Jak mogła tego nie zauważyć? Jak mogła być taka ślepa? James
był przy niej od zawsze, bronił jej i o nią dbał. Kochał ją, a ona za każdym
razem odrzucała go zostawiając dla jakiegoś dupka. Powoli odwróciła się w jego
stronę i spojrzała mu w oczy. W te idealne zielone oczy pełne troski patrzące
na nią zza prostokątnych okularów.
Wszyscy przedstawiciele rodu Potterów wyglądali tak samo: kruczoczarne
zmierzwione włosy, wada wzroku, lekki zarost. Chodzące ideały. Annie położyła
delikatnie dłoń na policzku Jamesa, czując jak chłopak się w nią wtula
-Na kogoś takiego jak Ty Potter-uśmiechnęła się
powoli przybliżając swoją twarz do jego twarzy.
W momencie w którym ich usta złączyły się w
pierwszym, nieśmiałym pocałunku James uświadomił sobie jak bardzo kocha te
dziewczynę. Przyciągnął ją w swoje ramiona i tym razem pocałował już pewniej,
starając się jednym pocałunkiem pokazać jej ile dla niego zdarzy.
Tak, ten dzień był zdecydowanie jednym z najlepszych
w całym roku, dla każdego Pottera, Weasleya i Malfoya.
Nie mam słów żeby opisać powód dla którego przestałam pisać. Mam nadzieję że dalej znajdzie się ktoś kto chce czytać moje wypociny.
PS: Dopiero uczę się pisać, więc wszelka krytyka i wskazówki są mile widziane :3