sobota, 26 stycznia 2013

RODZIAŁ II


Poranne słońce zalało Pokój Wspólny Ślizgonów. Zajrzało w każdy kąt, ukazując skutki ostatniej imprezy. Wszędzie gdzie okiem sięgnąć walały się butelki po Ognistej Whiskey, Kremowym Piwie i mugolskim trunku zwanym wódką. Fotele i kanapy, które zazwyczaj stały przy kominku, obecnie leżały pod oknami i drzwiami prowadzącymi do pomieszczenia. Z sufitu zwisały serpentyny i sflaczałe balony, a z mebli damska bielizna. Starsze roczniki balowały do białego rana, przy pomocy zaklęć wyciszających. Nawet Salazar Slytherin nie zdążył uciec z ram swojego obrazu przed imprezowym szaleństwem , został on nim uziemiony i udekorowany świątecznymi lampkami i łańcuchami. Łypał teraz groźnie na wychowanków swojego domu, którzy nie dali rady wrócić do swoich dormitoriów i spędzili noc na podłodze, pomiędzy wymiocinami, rozdeptanymi słodyczami i rozlanymi bliżej niezidentyfikowanymi substancjami. Wygląd całego Pokoju wołał o pomstę do nieba. Sznur przerażonych pierwszaków, drugoklasistów i niektórych uczniów ze starszych roczników lawirował po cichu pomiędzy swoimi starszymi kolegami i wymykał się na śniadanie tak aby ich nie zbudzić. Nikt nie pokusił się o to aby obudzić całe lochy i uświadomić ich, że lekcje zaczynają się za pięć minut. Podobna sytuacja panowała w Pokoju Wspólnym Gryfonów, tam jednak dzięki czujności Prefektów ostatni uczniowie opuszczali wieżę i udawali się na lekcje.  Rose wraz z Annie i Jake’iem biegła właśnie pod klasę Sali do eliksirów. Przepychali się oni przez tłumy rozgorączkowanych nowym rokiem Hogwartczyków by w ostatniej chwili wpaść do pomieszczenia i zająć swoje miejsca.  Rudowłosa usiadła sama w ostatniej ławce zaraz za swoimi przyjaciółmi, którzy po wczorajszej imprezie bardzo się do siebie zbliżyli. Uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła rozglądać się po Sali, była bardzo zdziwiona gdy zobaczyła, że w pomieszczeniu jest tylko jeden Ślizgon. Nagle drzwi od klasy trzasnęły i weszła profesor Cooper. Była ona niską i chudą kobietą, która  zawsze chodziła w starannie związanym czarnym warkoczu i długich czarnych pelerynach. Dzisiaj miała na sobie szmaragdową sukienkę przed kolano z głębokim dekoltem i eleganckie czarne półbuty. Przeszła szybko przez klasę i rzuciła na swoje biurko opasłe tomisko i machnęła różdżką na tablicę gdzie pojawiła się receptura Eliksiru Skurczajacego, po czym odwróciła się do klasy. Jej zielone oczy biegały po klasie i uczniach, a na twarz wpłynął złośliwy uśmieszek
- Flint – zwróciła się do Ślizgona siedzącego pod oknem – wyjaśnisz mi z łaski swojej  gdzie podziała się reszta twoich kolegów?
Chłopak zaczerwienił się po cebulki włosów i spuścił głowę w dół, usilnie wpatrując się w swoje dłonie. Z jego ust wypłynął niezrozumiały bełkot
-Mógłbyś powtórzyć, kochanie ?-s pytała przesłodzonym głosem
-Oni.. śpią proszę pani – pisnął i ukrył twarz w dłoniach
Kobieta podeszła do niego i poklepała po plecach
-Spokojnie chłopie, nic się nie stało- mimo, że profesor Cooper nienawidziła Ślizgonów całym sercem, doceniała w nich szczerość . Wyjęła z kieszeni szaty małą tabliczkę czekolady i położyła nią przed nim. Flint był bardzo nieśmiałym i infantylnym chłopcem. Ani trochę nie pasował do Slytherinu , był tam gnębiony i poniżany przez co w ciągu dwóch lat zamknął się sobie.
-Przeczytajcie charakterystykę eliksiru skurczającego i przygotujcie składniki. Poza tym usiądźcie pojedynczo w ławkach, ja wracam za dziesięć minut – odwróciła się na pięcie i zniknęła za dębowymi drzwiami.
Przemierzała puste korytarze Howgartu kipiąca złością, skręciła szybko w korytarz prowadzący do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i stanęła przed zielonkawą od mchu ścianą. Dotknęła jej ręką i szepnęła
- Ziemniaki z Huffelpuff’u
Gdy tylko ściana rozsunęła się uderzył się ostry zapach alkoholu i wymiocin, zatkała sobie nos palcami i niepewnie przestąpiła przez próg pomieszczenia. To co zastała przeraziło ją i jednocześnie sprawiło, że jej złość osiągnęła apogeum. Przestąpiła delikatnie uczniów leżących na podłodze i podeszła do portretu Salazara Slytherina, przyłożyła palec do ust i uwolniła go z ram. Mężczyzna skinął głową po czym pospiesznie opuścił swoje ramy. Kobieta przeszła na środek pokoju i przyłożyła sobie różdżkę do krtani
-Sonorus – szepnęła i chrząknęła znacząco. Nikt się nie obudził ani nawet nie otworzył oczu – WSTAWAĆ ! – ryknęła, a zaklęcie zwiększające siłę głosu dodało jej mocy. Jej ryk usłyszała pewnie połowa szkoły, ale najbardziej mieszkańcy Domu Węża.
Wszyscy jak jeden mąż zerwali się ze swoich miejsc i wpatrywali przerażeni w profesor Cooper.  Ze schodów zaczęli zbiegać uczniowie, wypatrując źródła hałasu. Żaden z nich nie był ubrany, niektórzy byli w samych pidżamach, inni w szlafrokach a zdarzali się tacy, którzy nie mieli na sobie nic oprócz bielizny
- W dwuszereg ! – wykrzyknęła i wskazała miejsce przed sobą. Przerażeni i skacowani uczniowie powoli zaczęli ustawiać się przed nią, zatykając sobie uszy i łapiąc się za głowy –Biedni, nieletni i skacowani. Profesor McGonagall nie będzie zadowolona
Wyczarowała patronusa i nakazała mu sprowadzić nauczycieli i dyrektorkę. Byk skinął głową na znak zrozumienia i wybiegł z pokoju, zostawiając za sobą smugę błękitnego światła . Nauczycielka przechadzała się między szeregiem patrząc na wszystkich z pogardą. Po chwili do pomieszczenia wpadła profesor McGonagall i gdyby nie profesor Longbottom, który złapał dyrektorkę leżała by teraz pewnie w kałuży wymiocin na której się poślizgnęła. Kosmyk szarych włosów wypadł z jej ciasno związanego koka i opadł na bladą twarz, która przybierała kolor dorodnego buraka. Spojrzała srogo zza swoich okularów połówek na zgromadzonych uczniów, a jej usta ścisnęły się w wąską linię. Przeszła szybko przez zrujnowane pomieszczenie i zajęła miejsce obok nauczycielki eliksirów
- Czegoś takiego Hogwart nie widział od czasów Jamesa Pottera i Syriusza Blacka. A zapewniam was, że było to bardzo dawno temu. Zniszczyliście dobre imię tego domu, na które pracowaliście dość długi okres czasu– krzyknęła, wymachując rękami , a jej czarna tiara przechyliła się niebezpiecznie w tył– wszyscy, ustawiacie się teraz rocznikami. Natychmiast
Mieszkańcy Domu Węża posłusznie wykonali polecenie dyrektorki grupując się  w cztery długie linie. Nikt nie ośmielił się podnieść głowy ani nawet powiedzieć jednego słowa.
-A teraz bez ubierania się rozejdziecie się na swoje zajęcia. Na przerwie stawicie się u mnie, gdzie wraz z profesor Cooper rozdzielimy wam szlabany. Jeśli ktokolwiek spróbuje się ubrać, sam posprząta cały Pokój Wspólny bez użycia magii. Zresztą jest to wasze zajęcie na dzisiejszy wieczór – powiedziała słodkim głosem po czym obróciła się na pięcie i wyszła
Po Pokoju przeszedł szmer niezadowolenia i jęk zawodu. Powoli uczniowie ustawiali się przy swoich nauczycielach i opuszczali pomieszczenie. Zadowolona z siebie profesor Cooper prowadziła garstkę szóstego rocznika na swoje zajęcia, nucąc wesoło. Otworzyła drzwi do Sali eliksirów i wprowadziła sznur zmieszanych uczniów. Stanęła przy biurku a Gryfoni zaczęli się zwijać ze śmiechu i wytykać zmieszanych Ślizgonów palcami, ich twarze spłonęły dorodnymi rumieńcami a ręce powędrowały na głowę aby zatkać uszy. Nauczycielka machnęła różdżką a na kolejnej tablicy pojawiły się nazwiska par  Ślizgoni – Gryfoni.
-A teraz siadacie według moich wytycznych i w parach pracujecie nad Eliksirem Skurczającym, który oddacie mi pod koniec lekcji – zaśmiała się szyderczo i zasiadła za biurkiem patrząc na klasę kłócącą się klasę
Zamieszanie trwało przez kilkanaście minut aż wszyscy uświadomili sobie, że nie ma innego wyjścia i muszą współpracować. Parze Weasley-Malfoy porozumienie się zajęło najdłużej. Co chwile któreś z nich obrywało śledzioną szczura, obraną figą bądź dżdżownicą. Dla reszty klasy było to co najmniej śmieszne, lecz dla Scorpiusa posiadanie śledziony szczura w majtkach nie było ani trochę zabawne. Pod koniec lekcji na biurku nauczycielki stało piętnaście fiolek z bliżej niezidentyfikowaną zawartością, w każdym bądź razie ani trochę nie przypominała ona Eliksiru Skurczającego. Szóstoklasiści uciekli z lochów najszybciej jak się dało, Gryfoni wylegli na błonia by cieszyć się ostatnimi letnimi promieniami a Ślizgoni ze zrezygnowanymi minami ruszyli w kierunku gabinetu dyrektorki.  Przed kamiennym gargulcem oczekiwał ich profesor Longbottom i wyczytywał z listy po trzy nazwiska, a ich właściciele niechętnie wspinali się po schodach do gabinetu
-Malfoy, Zabini, Parkinson – pod skrzydła kamiennego gargulca, weszło trzech chłopców. Wszyscy dobrze zbudowani, przystojni i wysocy. Na co dzień uchodzili za najprzystojniejszych i odważnych mieszkańców Domu Węża lecz teraz mini mieli nie tęgie
-Czerwony autobus – krzyknął nauczyciel zielarstwa a orzeł zaczął się powoli obracać i sunąć ku górze. Ślizgoni znaleźli się przed ogromnymi, dębowymi drzwiami z mosiężnymi okuciami. Scorpius nieśmiało zapukał, a zza drzwi doszedł ich głos dyrektorki
-Wejść
Drzwi otworzyły się same, ukazując ogromne pomieszczenie. Na kamiennych ścianach wysiały portrety byłych dyrektorów Hogwartu, które wpatrywały się w nich z zaciekawieniem. Przez ogromne okna wpadało przedpołudniowe słońce, ukazujące nieprzyjemną zawartość powietrza. Przed nimi za ogromnym mahoniowym biurkiem siedziała profesor McGonagall.  Wydawać by się mogło że jej siwy koko jest bardziej ciasny niż zazwyczaj, a usta są ściśnięte w węższą kreskę. Spojrzała na nich srogo spod swoich okularów połówek, po czym przeniosła wzrok na zwój pergaminu przed sobą, wycelowała oskarżycielsko palca w Zabiniego i wycedziła przez zęby
-Do końca roku czyścisz nocniki w skrzydle szpitalnym i pomagasz pani Pomfrey
Następnie jej palec przeniósł się na Parkinsona
-Do końca roku pomagasz panu Filchowi w każdej sprawie o jaką Cię poprosi
Aż w końcu jej palec przeniósł się na Scorpiusa. Blondyn poczuł jak kolana się pod nim uginają a w gardle powstaje olbrzymia gula
-Będziesz pomagał pannie Weasley w jej korepetycjach dla młodszych uczniów – chłopcy jęknęli z niezadowoleniem ale żaden nie ośmielił się nic powiedzieć – to wszystko, możecie odejść
Po opuszczeniu gabinetu przez chłopców, profesor McGonagall zabrała się za wysyłanie Mmaili do nauczycieli i Rose

Od: Dyrektor Minerva McGonagall
Do: Rosanne Molly Weasley
Temat: Korepetycje
Szanowna panno Weasley,
Pewnie ucieszy się pani z dodatkowej pary rąk do pomocy przy korepetycjach. Proszę się skontaktować z panem Malfoyem i wyznaczyć mu terminy, jest do pani dyspozycji do końca roku.
Pozdrawiam, Minerva McGonagall

Od: Rosanne Molly Weasley
Do: Dyrektor Minerva McGonagall
Temat: RE: Korepetycje
Dziękuję za pomoc, w jak najbliższym czasie skontaktuję się z panem Malfoyem i powiadomię panią o jego dyżurach
Pozdrawiam, Rosanne Molly Wealsey
Kipiąca ze złości Rose rzuciła swoim Mmailerem przed siebie i założyła ręce na piersi. Że niby on, zacofany w rozwoju Malfoy ma jej pomagać w korepetycjach ?! To było chyba karą dla niej, nie dla niego. Ale nie wolno odmawiać dyrektorce więc Ruda robiła dobrą minę do złej gry, zadzwonił dzwonek i dziewczyna leniwie podniosła się spod drzewa. Podniosła swój Mmailer i ruszyła na zielarstwo szukając po drodze Annie i Jakea, którzy zniknęli gdzieś zaraz po eliksirach. W między czasie szybko wysłała Mmaila do Malfoya

Od: Rose
Do:  Ślizgon, który zatrzymał się w rozwoju
Temat: Korki
W bibliotece o 19.00, przygotuj się na pierwszą lekcje. Jeśli Twój arystokratyczny tyłek się tam nie pojawi, pogadamy inaczej.

Z wyrazami miłości i szacunku, Rosanne Weasley.


*Mmail – system komunikacji czarodziejskiej, wymyślony w 2013 roku przez Ministerstwo Magii na wzór mugolskiej poczty elektronicznej. Każdy uczeń Hogwartu posiada własny Mmailer do komunikowania się z innymi ;)

niedziela, 20 stycznia 2013

ROZDZIAŁ I


Dla Zośki, Kwiatka, Olinka i Nat. Za wsparcie i inspiracje.

~Prongs
________________________________________________

Letnie promienie słoneczne  leniwie zajrzały przez okno kamienicy, padając na  twarz pewnej  rudowłosej dziewczyny . Jej piegi pojaśniały, a lewa powieka podniosła się leniwie ku górze. Dziewczyna powoli otworzyła drugie oko i podniosła się na łokciach. Spojrzała na zegarek 8.30, opadła na poduszki i zakryła się kołdrą. Dzisiaj miała zacząć szósty rok nauki w Hogwarcie. Już na początku lipca obiecała sobie, że szósta klasa będzie najlepsza. Przez wakacje zaczęła się zmieniać, z brzydkiego kaczątka narodził się piękny łabędź.  Przez ostatnie pięć lat nie dbała o swój wygląd, nie interesowała się jej typem  figury, rozdwojonymi końcówkami czy pryszczami. Nie wyściubiała nosa spoza książek i nie zabiegała o swoją wielką miłość. Ale pod koniec piątej klasy zaczęło ją to przygnębiać, zbyt eleganckie ubranie, starannie wypucowane okulary i włosy stale spięte w kucyka. Z pomocą nadeszła ciocia Ginny, jej mama i Lily. Zaledwie w miesiąc odmieniły ją całkowicie!  Piękne rude loki swobodnie opadały na plecy, soczewki zastąpiły okulary a eleganckie ciuchy zostały przykryte toną lekkich ubrań podkreślających jej idealną figurę.  Wygrzebała się spod kołdry i ostrożnie wyjrzała zza drzwi. Nasłuchiwała jakichkolwiek odgłosów, świadczących o tym, że jakiś domownik ma ochotę stoczyć bój o łazienkę. Wyszła cicho na korytarz nie zauważając Hugona czającego się za drzwiami swojego pokoju. Gdy tylko Rose ruszyła w stronę łazienki wybiegł i staranował ją, już prawie wbiegł do łazienki gdy ręka siostry zacisnęła się na jego ramieniu i cisnęła nim o ścianę.

- Rose! To jest nie fair! – wykrzykiwał
-Taki lajf młody – ziewnęła i zamknęła za sobą drzwi łazienki
Zrzuciła z siebie pidżamę i weszła pod prysznic, strumień letniej wody łagodnie spłukiwał jej ciało. Wyciągnęła głowę w kierunku strumienia i stała tak pięć minut, aż dało się słyszeć donośne łupanie o drzwi
- WYŁAŹ ! –wykrzykiwali na przemian Hugo i Ron
Rudowłosa pospiesznie się umyła i wyszła z kabiny, zawiązała z ręcznika turban na głowie i zaczęła się ubierać. Wciągnęła na siebie luźną zieloną sukienkę przed kolano, z paskiem w talii. Musnęła szyję delikatnie perfumami  i dokończyła swoje poranne rytuały, spakowała kosmetyczkę i zadowolona wyszła z łazienki. Ojciec i brat łypali na nią spode łba, ciskając nienawistnymi spojrzeniami.
- No co? W końcu nasza Rosie jest kobietą – zaśmiała się perliście Hermiona i ruszyła pomóc córce dopakować kufer. 
Za dwadzieścia jedenasta Weasleyowie  w towarzystwie Potterów wbiegli na peron 9 i ¾. Młodzież oddała swoje  kufry konduktorowi . Albus,Lily i James poszli przywitać się ze Scorpiusem i resztą Ślizgonów.  Potterowie i Malfoyowie utrzymywali przyjacielskie stosunki a ich dzieci trzymały się razem. Al  trafił do Slytherinu i to on namówił swoje rodzeństwo do przyjaźni ze Śligonami.  Rose i Hugo już nauczyli się, że nie mogą nawet zaszczycić mieszkańców Domu Węża spojrzeniem. Ich ojciec nienawidził całej rodziny Malfoyów a szczególnie Dracona, który próbował zabrać mu Hermionę. Zresztą z wzajemnością. Rodzeństwo zaczęło rozglądać się za swoimi przyjaciółmi , po paru minutach pożegnali się z rodzicami i  wsiedli w dwóch grupach do różnych przedziałów. Express ruszył buchając białą parą z komina, zostawiając machających rodziców daleko za sobą. Krajobrazy Anglii, która powoli żegnała się z latem i witała jesień przemijały za oknem.  W przedziale Gryfonów wszyscy patrzyli na Rose ze zdziwieniem, rudowłosa plotkowała w najlepsze ze wszystkimi
-No co się tak patrzycie ? – spytała  lekko zdziwiona
-Ty.. w sukience.. bez okularów.. w rozpuszczonych włosach .. i.. BEZ KSIĄŻKI! – wykrzyknął zdziwiony Jake Wood
- Ruda, czy z Tobą wszystko w porządku ? –spytała Annie Crevey, jej najlepsza przyjaciółka. Czarnowłosa od dawna próbowała przekonać rudowłosą do zamiany i do chłopaka. Wesleyówna zaśmiała się, a po chwili nie mogła przestać się śmiać a Hugo razem z nią
-Powiedzmy ,że  miałam kompleksy – wydusiła z siebie pomiędzy falami śmiechu i puściła oczko w stronę przyjaciół którzy patrzyli na nią z niedowierzaniem . Nagle cały przedział śmiał się aż do rozpuku. Zaczęli grać w eksplodującego durnia a następnie w butelkę. Hugo zakręcił nią zręcznie a jej korek skierował się w stronę Rose
-Pytanie czy wyzwanie? – spytał podnosząc pytająco brew
-Wyzwanie
-Wyjdź na korytarz i pocałuj w usta pierwszego chłopaka jakiego spotkasz – uśmiechnął się złośliwie Hugo, nikt nie wiedział, że w przedziale obok Scorpius usłyszał dokładnie takie samo polecenie od Albusa
Blondyn i rudowłosa wyszli na korytarz, a za nimi wychyliły się głowy ich przyjaciół. Na twarz młodego Malofya wpłynął uśmiech satysfakcji, a Rose spanikowała. Ale wyzwanie to wyzwanie, a ten rok miał być  epicki. Zamknęła oczy i podeszła do niego, stanęła na palcach i wpiła mu się w usta. Chłopak przyciągnął ją do siebie i odwzajemnił pocałunek. Po całym pociągu rozniosły się śmiechy i pogwizdywania a po chwili prawie wszyscy Hogwartczycy obserwowali całującą się parę.  Po upływie trzydziestu sekund oderwali się od siebie z uśmiechem
- Nie wiem jak Ty Scor, ale ja bym się nigdy nie spodziewał, że będziesz całował się z Rosie – wykrzyknęła Lily Potter zwijając się ze śmiechu
- Ale.. TO JEST ROSE WEASLEY ?! –wykrzyknął zdziwiony. Nigdy by nie przypuszczał, że będzie taką laską
-Cześć Malfoy – rzuciła mu krótko i zaczęła śmiać się razem z Lily. Albus podszedł do przyjaciela i poklepał go po plecach
-Niezła laska co?  - spytał i parsknął śmiechem
-Co jak co ale ona jest niezła – uśmiechnął się
-Hmm.. Jeśli będzie Twoją dziewczyną do 14 lutego prześpię się z …
-Prześpisz się z najbrzydszą Puchonką, a co jeśli nie będzie ?
-To wtedy Ty to zrobisz – uniósł prowokacyjnie brew i wyciągnął do niego rękę
-Stoi -  potrząsnął jego ręką i podszedł do Rudej obejmując ją ramieniem
-Dołączycie do nas ?
-Czemu nie.. Hugo, Annie,Jake chodźcie – krzyknęła w ich stronę i weszła za Ślizgonem do przedziału. Jej przyjaciele poszli w jej ślady, do końca podróży grali w butelkę. Przegapili nawet spotkanie prefektów, ale z racji tego, że James, Rose, Al i  Scor byli prefektami naczelnymi nie przejmowali się zbytnio. Przez całą grę wszyscy całowali się prawie ze wszystkimi, przytulali się, jedli najgorsze smaki fasolek i wykonywali różne dziwne rzeczy. Nikt nie przypuszczał, że  już pierwszego dnia wszystko tak się potoczy. Gdy pociąg zajechał na stację w Hogsmade było już całkowicie ciemno,  na wzgórzu majaczył w oddali kontur rozświetlonego zamku
-Pirszoroczni do mnie ! – z oddali dochodził ich głos Hagrida
Rose podbiegła do olbrzyma, przepychając się przez tłumy przerażonych pierwszaków i przytuliła mocno olbrzyma
-Hoho, Rose aleś Ty wyrosła – zagwizdał
-Bo się zarumienię – zażartowała Rose i zaczęła rozglądać się za swoją rodzinką.
Po chwili dostrzegła rudą czuprynę Lilki wyróżniającą się na tle czarnych szat tłumu prującego do powozów.  Zwinnie prześlizgnęła się przez tłumy uczniów i dogoniła ją i chwyciła pod ramię
-Rosie podrywacz wyrywacz ? – zachichotała potterówna
- Zamknij się – parsknęła śmiechem i potargała ją po włosach
Wpakowali się całą paczką do ostatniego odjeżdżającego powozu. Po paru minutach wchodzili już do przedsionka Wielkiej Sali. Irytek jak co roku wymyślał różne kawały, dzisiaj przeszedł samego siebie. Na każdego wchodzącego, który nadepnął na fałszywą płytkę spływał syrop klonowy a zaraz za nim pióra.  Śmiechu było dużo, bo połowa uczniów wyglądała  jak wielkie brązowe ptaki
-Irytek! IDIOTO! – nagle z Wielkiej Sali zaczęła się wydzierać profesor Cooper, opiekunka Gryfonów. Była powszechnie lubiana wśród uczniów, za swoje poczucie humoru i podejście do uczniów – Krwaaawy Baroonie ! – zaświergotała
Ze schodów nadleciał duch, Irytek wrzasnął i uciekł a Krwawy Baron ruszył za nim w pogoń. Nauczycielka szybko zlikwidowała pułapkę Irytka i wyczyściła prawie wszystkich uczniów. Dlaczego tylko prawie?  Profesor Cooper nienawidziła Ślizgonów, więc  Ci nadal zostali brązowymi ptakami.  Gdy już cała  Wielka Sala zapełniła się, profesor McGonagall wprowadziła rząd pierwszaków. Niektórzy patrzyli z zaciekawieniem na zaczarowany sufit, inni trzymali się kurczowo ręki swoich partnerów w obawie przed hm.. każdego roku Rose zastanawiała się czego oni się tak boją. Fakt może banda debili wlepiająca w nich oczy i wytykająca palcami nie wygląda przyjaźnie ale.. Nie, nie było żadnego wytłumaczenia.  Ruda poczuła, jak czyjeś spojrzenie wwierca się w jej plecy. Powoli odwróciła się w stronę stołu Ślizgonów. Malfoy spojrzał jej głęboko w oczy i podniósł prowokacyjnie brew posyłając jej arogancki uśmiech.  Odwróciła się do niego bokiem i podrapała po policzku środkowym palcem. Zabawa zabawą ale ojciec urwał by jej głowę gdyby się do niego odezwała. Po przydzieleniu pierwszaków, McGonagall  wygłosiła swoje coroczne przemówienie. Bla bla bla jedna owca,baran,  krowa,Ikea eeee mak arena, a później na stołach pojawiło się jedzenie. Hogwartczycy wprost rzucili się na nie, po godzinie stoły zostały spustoszone. Najedzeni i zataczający się odprowadzili pierwszaków do Wieży Gryffindoru i udali się do dormitoriów .